​Dermot Turing: Złamanie szyfru Enigmy to była praca zespołowa

Sir John Dermot Turing jest bratankiem słynnego brytyjskiego matematyka Alana Turinga i autorem wydanej w tym roku w języku polskim książki "X, Y, Z. Prawdziwa historia złamania szyfru Enigmy". Tytułowe X, Y i Z to porozumienie wywiadowcze Francji, Wielka Brytanii i Polski, które doprowadziło do rozpracowywania niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma.

Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski, matematycy i kryptolodzy pracujący dla polskiego wywiadu wojskowego, jako pierwsi w świecie od 1932 r. potrafili odczytywać tajną niemiecką korespondencję nadawaną za pośrednictwem maszyn szyfrujących Enigma. Wyjątkowy wkład Polaków w rozwój światowej kryptologii polegał na zastosowaniu przez nich modeli matematycznych.

Swoją wiedzę tuż przed wybuchem wojny Polacy przekazali Francuzom i Brytyjczykom, w tym m.in. Alanowi Turingowi, który był członkiem zespołu kryptologicznego w Bletchley Park. Zdaniem sir Dermota Turinga osiągnięcia Polaków pomogły o rok przyspieszyć prace brytyjskich kryptologów, a tym samym dały dostęp do tajnej niemieckiej korespondencji w kluczowym okresie wojny. Zdaniem specjalistów poznanie tajemnic III Rzeszy skróciło wojnę nawet o dwa lata i uratowało 20-30 mln istnień ludzkich.

Antoni Kuźmiński: Kto złamał szyfr Enigmy - Brytyjczycy czy Polacy?

Sir Dermot Turing: - Bardzo długo w Wielkiej Brytanii panowało przekonanie, że osiągnięcia w walce z Enigmą były zasługą Bletchley Park i brytyjskich kryptologów pracujących tam w trakcie II wojny światowej. Nie mogę się z tym nie zgodzić, dokonano tam kilku naprawdę niesamowitych rzeczy, ale w Wielkiej Brytanii nie do końca zrozumiano, że brytyjscy kryptoanalitycy oparli swoją pracę na fundamentach położonych przez polskich kryptoanalityków i ich pracy, którą wykonali w latach 30. Ja to widzę tak, i tak też mi to opisywano, że to było jak sztafeta. Polscy kryptolodzy nieśli symboliczną "pałeczkę", którą po wybuchu wojny w 1939 roku przekazali kryptologom brytyjskim, a ci kontynuowali ich pracę w Bletchley Park.

- Ważną rzeczą, którą należy zrozumieć w przypadku Enigmy jest to, że nie był to jeden problem, który można było rozwiązać raz na zawsze. Każdego roku, a nawet co kilka miesięcy, Niemcy zmieniali procedury, modyfikowali maszyny, więc to był ciągły wyścig, żeby nadążyć za zmianami. Zwolnienie biegu oznaczałoby przegraną.

Łamanie szyfrów przez Polaków przy pomocy metod matematycznych sięga roku 1920 i wojny polsko-bolszewickiej. Jako pierwszy wpadł na ten pomysł Jan Kowalewski, ale doszło do tego w zasadzie przez przypadek.

- Tak, Kowalewski to bardzo ważna postać w historii polskiego wywiadu. Piłsudski mógł podejmować decyzje na podstawie szerokiej wiedzy na temat rozmieszczenia sił Armii Czerwonej, a ta wiedza pochodziła z odszyfrowanych komunikatów radiowych. One były mu dostarczane właśnie przez Kowalewskiego. Z początku nie miał on nic wspólnego z kryptologią - był inżynierem radiowym. Te dwie dziedziny były jednak ze sobą ściśle powiązane. Gdy któregoś dnia jeden z jego kolegów (Stanisław Sroka - red.) wziął urlop, żeby pojechać na ślub siostry, to Kowalewski musiał go zastąpić. Rosjanie wysyłali telegramy, które były oczywiście zaszyfrowane, a że Kowalewskiemu się nudziło, to postanowił odszyfrowywać je w całości (wcześniej jedynie analizowano sygnały wywoławcze i zgadywano działania rosyjskie - red.). Wtedy, w 1919/1920 roku, rosyjskie szyfry nie były zbyt wyrafinowane i Kowalewski potrafił ustalić, na jakich zasadach działają, a następnie rozszyfrować wiadomości. Był inżynierem i w końcu zauważono, że sposób myślenia ludzi z wykształceniem właśnie w kierunku ścisłym czy matematycznym jest bardzo przydatny w dekryptażu. W tamtym czasie we Francji, w Wielkiej Brytanii i do pewnego stopnia w Niemczech powszechne było stosowanie metod lingwistycznych w kryptologii. Dokonanie Kowalewskiego wprowadziło więc nowy sposób myślenia o tej dziedzinie. 

Wracając do kwestii Enigmy - gdyby nie Francuzi, którzy przy pomocy szpiegów wykradli Niemcom tajne dokumenty dotyczące tej maszyny, ani polscy ani brytyjscy kryptolodzy nie osiągnęliby swoich sukcesów.

- Tak, rola Francuzów jest bardzo słabo znana, a była absolutnie kluczowa. Po pierwsze zdobyli tajne dokumenty. Sposób, w jaki to się odbyło jest świetną historią szpiegowską. Natomiast potem przedstawili te dokumenty zarówno Brytyjczykom, którzy powiedzieli, że nie są w stanie nic z nimi zrobić, jak i polskim kryptologom, którzy z kolei stwierdzili: "Tak, przyda nam się to". Oczywiście wtedy jeszcze nie powiedzieli Francuzom, do czego. Te dokumenty były kluczowe dla Mariana Rejewskiego w jego pracy nad odtworzeniem wewnętrznych połączeń Enigmy, czego dokonał przy pomocy analizy matematycznej.

- Również później rola Francuzów była bardzo ważna, ponieważ doprowadzili do spotkania polskiej i brytyjskiej ekipy kryptologicznej i do wymiany wiedzy wywiadowczej. W ten sposób odbyło się owo przekazanie symbolicznej "pałeczki". Ale na tym praca Francuzów się nie skończyła, ponieważ, kiedy Polska została zaatakowana, polscy kryptoanalitycy musieli uciekać za granicę. Francuzi znaleźli dla nich bezpieczną przystań, gdzie przynajmniej przez pierwsze trzy lata wojny mogli oni kontynuować wysiłki w łamaniu niemieckich szyfrów aż do momentu, w którym Francja została całkowicie zajęta przez Niemców w 1942 roku.

To, co się działo w tym czasie pomiędzy członkami paktu X,Y,Z trudno jednak nazwać idealną  współpracą. Gustave Bertrand (szef sekcji francuskiego wywiadu odpowiedzialnej za dekryptaż - red.) nie wysłał Polaków do Anglii, żeby pracowali razem z tamtym zespołem - chciał ich zatrzymać dla siebie. Polacy, z kolei, sporo ukrywali przed samym Bertrandem.

- Dzielenie się sekretami przez jedno państwo z innym zawsze jest wyzwaniem. W latach 30. i 40. było to bardzo ryzykowne. Jeśli popatrzymy na liczbę krajów, które między 1935 a 1945 rokiem zmieniały sojusze, to rodzi się pytanie, skąd miało być wiadomo, z kim bezpiecznie dzielić się informacjami? Nie jest więc dla mnie zaskoczeniem, że Polacy nie chcieli mówić Bertandowi wszystkiego. Zupełnie nie dziwi mnie też, że Bertrand chciał zatrzymać gwiazdy dekryptażu dla siebie, bo byli oni wielkim atutem. Nie wydaje mi się, żeby chciał pozbawić Brytyjczyków dostępu do Polaków, ale po prostu chciał ich mieć dla siebie. Ludzie często chcą też wiedzieć, dlaczego polski wywiad wojskowy podzielił się sekretem Enigmy z Francuzami i Brytyjczykami w 1939 roku. Logiczne byłoby przecież zachowanie tajemnicy i udawanie, że rozwiązanie problemu Enigmy jest zbyt trudne. Jednak wówczas wystąpiły wyjątkowe okoliczności, więc przełamano wątpliwości i zdecydowano o przekazaniu posiadanej wiedzy. Z kolei Brytyjczycy byli dość niechętni dzieleniu się informacjami z Francuzami, zwłaszcza po utworzeniu państwa Vichy, kiedy nikt nie wiedział, po czyjej ono właściwie jest stronie. Nie chcieli też mówić za dużo Amerykanom, bo uważali, że nie są oni godni zaufania i przez przypadek wydadzą cały sekret Niemcom. Było mnóstwo wywiadowczych bitewek toczonych za kulisami wielkiej wojny.

W książce pisze pan, że istniały pewne oczekiwania, co do współpracy Francji, Wielkiej Brytanii i Polski nie tylko na poziomie wywiadowczym, ale także bardziej oficjalnym - dyplomatycznym i sztabowym - już przed wojną, co mogłoby powstrzymać Hitlera na samym początku. Dlaczego tak się nie stało?

- To też jest bardzo skomplikowane. Po I wojnie światowej Francuzi ufali, że sojusz z Polską pozwoli zapobiec ekspansji Niemiec, ponieważ będą one utrzymane w kleszczach. Jednak w Polsce widziano zagrożenie zarówno ze strony Niemiec, jak i Związku Radzieckiego. Więc z tej perspektywy ważne było kontrolowanie i Niemców i Rosjan. To był taki naprzemienny układ sojuszy. Kiedy Francuzi dowiedzieli się, że Polska podpisała pakt o nieagresji z Niemcami - co miało sens z polskiego punktu widzenia - poczuli się zagrożeni. Wobec tego rozmawiali z Rosjanami, co z kolei zagrażało Polakom. Układ tego, kto był czyim sojusznikiem i kto komu ufał ciągle się zmieniał. W tym samym czasie Brytyjczycy mówili: "My jesteśmy neutralni, nie będziemy się już więcej angażować w kontynentalny konflikt, więc nie zawiązujemy sojuszy z nikim". Kiedy w jednym tygodniu podjęto jakąś decyzję, w kolejnym ktoś inny mógł podjąć taką, która zupełnie zmieniała logikę postępowania.

Zapewne z tego powodu w latach 30. Polacy nie oznajmili Bertrandowi od razu, że dzięki przywiezionym przez niego materiałom udało im się osiągnąć znaczące przełomy w pracy nad Enigmą.

- Owszem. Polscy kryptologowie odczytywali w tym czasie ogromną liczbę wiadomości. Po tym, jak Rejewskiemu udało się odtworzyć wewnętrzne okablowanie maszyny, do pracy nad dekryptażem radiowych komunikatów przydzielono również Henryka Zygalskiego i Jerzego Różyckiego. Zygalski opracował wtedy metodę, która do łamania szyfru wykorzystywała kartonowe płachty w kratkę. Każdą kolumnę i każdy wiersz oznaczono kolejnymi literami alfabetu i na jednej płachcie wycinano dziury w miejscu możliwych przekształceń dokonywanych przy danych ustawieniach maszyny. Kilka płacht nakładano na siebie, co pozwalało zawężać możliwości i odczytywać depesze.

Kiedy jednak w październiku 1936 roku Niemcy zaczęli codziennie zmieniać ustawienia maszyny, metoda Zygalskiego, tak zwana "metoda rusztu", stała się zbyt skomplikowana w użyciu. Wtedy Jerzy Różycki opracował inną, która, nie wdając się zbytnio w techniczne szczegóły, polegała na porównywaniu dwóch wiadomości zaszyfrowanych przy takich samych ustawieniach Enigmy i na tej podstawie określać, jakich przekształceń dokonuje maszyna.

W 1938 roku w warszawskiej wytwórni sprzętu radiowego AVA skonstruowano natomiast "bombę kryptologiczną", która pozwalała określić, czy istnieje jedno z 17 576 możliwych ustawień Enigmy, przy którym dokonuje ona danych przekształceń.

Zdecydowanie jedną z najbardziej interesujących postaci w historii współpracy aliantów jak i szpiegowskich intryg jest Gustave Bertrand.

- Tak. Jest też dość kontrowersyjny. Bardzo umiejętnie umykał zagrożeniom. Prawdopodobnie najbardziej kontrowersyjnym epizodem z jego życia jest rok 1944, kiedy został aresztowany w Paryżu przez Abwehrę. Przesłuchiwano go i Niemcy bardzo chcieli zdobyć informacje na temat jego działalności. Wtedy kierował siatką wywiadowczą francuskiego ruchu oporu, więc oczywiście był dla Niemców kluczową zdobyczą. Sam Bertrand twierdził, że udało mu się przekonać Niemców, że może pracować dla nich jako podwójny agent będąc wewnątrz ruchu oporu we Francji i w ten sposób dostarczać im potrzebnych informacji. Na tej podstawie został zwolniony z aresztu, po czym uciekł do Wielkiej Brytanii.

- Są historycy, którzy mówią: "Hmm... Uważamy, że Bertrand przehandlował wiedzę na temat Enigmy i zaangażowanych w tę sprawę ludzi za swoją wolność". Powodem dla takiego twierdzenia jest fakt, że tuż po zwolnieniu Bertranda, Gwido Langer (szef polskiego radiowywiadu - red.) i Maksymilian Ciężki (kierownik sekcji niemieckiej Biura Szyfrów Sztabu Głównego Wojska Polskiego - red.) byli przesłuchiwani w zamku na terenie dzisiejszych Czech, w którym zamknęli ich Niemcy. Według mnie to nie jest prawda, z dwóch powodów. Po pierwsze - Niemcy już wcześniej wiedzieli o Langerze i Ciężkim i chcieli ich przesłuchać po tym, jak znaleźli w Warszawie akta Biura Szyfrów, a więc wiedzieli o przedwojennych atakach na Enigmę. Uwięzienie obu Polaków tuż po wypuszczeniu Bertranda było po prostu zbiegiem okoliczności. Po drugie - odkąd napisałem swoją książkę, pojawiły się nowe dokumenty. Jeden z członków rodziny Bertranda zaangażował się razem ze mną w poszukiwania i dotarł między innymi do pewnej niewielkiej kartki w dokumentach Abwehry. Na jej odwrocie po niemiecku napisane jest coś, co znaczy mniej-więcej: "Bertrand nam zwiał". Znaczyłoby to, że ostatecznie nie dobili żadnego targu, a Niemcy zostali oszukani.

- To, moim zdaniem, potwierdza wersję wydarzeń przedstawioną przez Bertranda. Niemniej jednak ciągle jest on skomplikowaną i interesującą postacią. To, jak zdołał zwodzić rząd Vichy, jak uciekł Niemcom - gdyby to opisać w powieści nikt by nie uwierzył. Mówiliby, że to strasznie kiepski scenariusz - przecież on nie mógłby znowu uciec! To zwyczajnie niemożliwe! (śmiech)

Jak to się stało, że Niemcy tak długo nie wiedzieli nic na temat rozpracowania przez aliantów Enigmy po rozpoczęciu wojny? W 1940 roku naziści przechwycili francuski pociąg pełen dokumentów - w tym dotyczących wyczynów Rexa (francuskiego agenta, który zwerbował w Niemczech szpiega dostarczającego tajne informacje na temat Enigmy - red.). Do tego na pewno prowadzili własny nasłuch i dekryptaż.

- Na to pytanie nie znam w tej chwili odpowiedzi. Może nigdy jej nie poznamy. Wydaje mi się, że mnóstwo niemieckich dokumentów zostało przejętych przez Rosjan i w dalszym ciągu znajdują się one w Rosji. Natomiast z dokumentów przechwyconych przez Amerykanów i Brytyjczyków wiemy, że Niemcy byli kompletnie nieświadomi zagrożenia bezpieczeństwa Enigmy. Wiemy, że odkryli pewne dokumenty w Warszawie w 1939 roku, które wzbudziły w nich podejrzenia na temat polskich sukcesów. Wiemy też, że Niemcy umieścili polskich kryptologów na liście poszukiwanych osób i niemieckie władze szukały ich wszystkich w 1943 roku. Ale do tego czasu większość z nich zdołała uciec z Francji, więc ich nie złapano. Ciężki też znalazł się na tej liście, dlatego przesłuchiwano go we wspomnianym wcześniej zamku. Myślę więc, że Niemcy coś wiedzieli albo przynajmniej podejrzewali, jednak pozostaje pytanie, dlaczego w związku z tym nie zmienili systemu Enigmy? Według mnie dlatego, że podczas przesłuchania Ciężki i Langer postępowali bardzo sprytnie. Przesłuchiwał ich zespół do spraw bezpieczeństwa Enigmy, który w 1939 i 1940 roku zgłaszał wyższym władzom obawy o to bezpieczeństwo i mówił, że należy zmienić system. Langer i Ciężki natomiast powiedzieli: "Przed wojną mieliście słabo zabezpieczony system, ale potem go zmieniliście i przez to było nam dużo trudniej rozpracowywać Enigmę". Zatem przesłuchujący dowiedzieli się, że postąpili właściwie i byli zadowoleni, że wykonali dobrą robotę. To pozwoliło kontynuować dekryptaż niemieckich wiadomości, a sekret Enigmy był bezpieczny. Na taki obrót spraw pozwolił również fakt, że Langer i jego zespół nie znali szczegółów bardzo zaawansowanych technik, które opracowano w Bletchley Park, więc nawet nie mogliby nic na ten temat powiedzieć.

Mówi pan, że ta historia jest w zasadzie gotowym scenariuszem filmowym. Nie mogę się nie zgodzić. Sposób, w jaki opisuje pan ją w swojej książce jeszcze to podkreśla. Czy ktoś już zwracał się do pana z propozycją ekranizacji?

- Miałem kilka ofert stworzenia programów dokumentalnych na podstawie książki i jest to bardzo interesujące. Natomiast nikt jeszcze nie zwrócił się do mnie z pomysłem nakręcenia hollywoodzkiego filmu z prawdziwego zdarzenia, także jestem otwarty na propozycje. (śmiech)

Rozmawiał Antoni Kuźmiński

6 września 2019 r. sir John Dermot Turing będzie uczestniczył w symbolicznym upamiętnieniu Mariana Rejewskiego, Jerzego Różyckiego i Henryka Zygalskiego w Panteonie Narodowym w kościele św. Piotra i Pawła w Krakowie. Autor książki "X, Y, Z. Prawdziwa historia złamania szyfru Enigmy" będzie także gościem odbywającego się w Uniwersytecie Jagiellońskim Jubileuszowego Zjazdu Matematyków Polskich i spotka się z uczniami krakowskich szkół. 

INTERIA.PL
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy