Czy agent bezpieki może być tolerowany przez podziemie?

Infiltracja przez agenturę struktur konspiracyjnych jest zawsze kluczowa dla ich bezpieczeństwa i funkcjonowania. Służby specjalne mogą doprowadzić do dekonspiracji działaczy lub przejąć nad organizacją tzw. kontrolę operacyjną, czyli skutecznie nią manipulować pozostawiając jej członków na wolności.

Odpowiedź na pytanie, jak postępować w przypadku podejrzeń o agenturalność, jest fundamentalna w przypadku każdej konspiracji. Jeśli jest to konspiracja typu wojennego, odpowiedzią jest podziemny sąd, a każdy przypadek, gdy takie podejrzenia są prawdopodobne, karany jest śmiercią. Surowe wyroki zapadają z pełną świadomością możliwości popełnienia błędu. Decydujące jest zawsze bezpieczeństwo pozostałych osób działających w konspiracji.

"Uwaga na Mariana Kotarskiego"

Tak było w Armii Krajowej, w trakcie II wojny światowej, tak było również w powojennym podziemiu, kiedy likwidowano niebezpiecznych komunistycznych konfidentów. Jak jednak postępować, gdy konspiracja zakłada stosowanie metod pokojowych? Przed takim dylematem stanęli działacze podziemia, które narodziło się po wprowadzeniu stanu wojennego.

Reklama

Ciekawy przypadek miał miejsce w Warszawie i dotyczył postaci Mariana Pękalskiego. Został on wprowadzony do podziemnych struktur przez Departament II Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, czyli PRL-owski kontrwywiad. Od połowy 1982 r. agent ów działał na etacie niejawnym pod fałszywym nazwiskiem - Marian Kotarski, o czym nikt wówczas nie wiedział.

Jego konspiracyjna kariera rozpoczęła się od penetracji Międzyzakładowego Robotniczego Komitetu "Solidarności" (MRK "S"), który w tym czasie stanowił najbardziej radykalną strukturę w warszawskim podziemiu. Działalność MRK "S" została bardzo ograniczona po serii aresztowań całego kierownictwa. Miały one miejsce w wyniku działalności esbeckiej agentury. Od chwili, kiedy działacze MRK "S" opuścili mury więzień, kontynuowali działalność w przekonaniu o agenturalnej roli M. Kotarskiego, ten natomiast funkcjonował w Grupach Oporu "Solidarni" i podziemnym ruchu wydawniczym.

Sprawa odżyła pod koniec 1985 r., kiedy w piśmie "CDN Głos Wolnego Robotnika", w numerze 132. z 9 listopada, zamieszczona została następująca notatka:

"UWAGA NA MARIANA KOTARSKIEGO, agenta SB, usiłującego pod własnym nazwiskiem penetrować różne środowiska opozycyjne, w których pojawił się po raz pierwszy w 1982 roku z rekomendacji innego, bardziej znanego agenta SB, Sławomira Miastowskiego".

"Niepowetowane straty moralne"

Kilka tygodni później "Tygodnik Mazowsze", najbardziej opiniotwórcze pismo wydawane wówczas w podziemiu, w numerze 152. z 3 stycznia 1986 roku, zamieścił oświadczenie zawierające odpowiedź na zacytowaną powyżej notatkę:

"Oświadczenie

Cała tradycja europejska głosi zasadę, że jakiekolwiek oskarżenie człowieka nie może być anonimowe, zaś wyrok orzekający o winie lub niewinności musi być wydany przez niezależne ciało wyrokujące po przeprowadzeniu wnikliwego postępowania wyjaśniającego, w którym oskarżony ma prawo do obrony.

RKW NSZZ "Solidarność" regionu Mazowsze oświadcza, że opublikowana w numerze 132. Tygodnika "CDN - Głos Wolnego Robotnika" informacja, że wymieniona z imienia i nazwiska osoba jest agentem SB, sprzeczna jest z tą tradycją i wyrządziła niepowetowane straty moralne. Trudne warunki, w jakich przyszło nam prowadzić naszą działalność, nie są tu żadnym usprawiedliwieniem. Przeciwnie, musimy być szczególnie ostrożni wobec wszelkiego typu oskarżeń. Niedopuszczalne są zwłaszcza stwierdzenia, w których anonimowi autorzy uzurpują sobie prawa oskarżyciela, obrońcy i sędziego.

Dlatego stwierdzamy, że RKW Mazowsze będzie każdorazowo potępiać zamieszczanie tego typu oświadczeń i piętnować zachowanie ich autorów. Pisma zamieszczające takie informacje nie będą miały prawa reprezentowania naszego Związku. Działania wobec osób podejrzanych o współpracę z SB polegać mogą na wyłączeniu ich z pracy organizacyjnej. W wypadkach szczególnych RKW może powołać komisję społeczną działającą zgodnie ze statutem NSZZ "Solidarność". Zwracamy jednak uwagę, że przeprowadzenie dochodzenia w takich sprawach jest niezwykle skomplikowanie, zaś dowody rzadko są przekonujące. Wyniki badań komisji będą publikowane jedynie w przypadku orzeczenia o winie bądź na życzenie zainteresowanego.

18 grudnia 1985 roku, RKW NSZZ "S" reg. Mazowsze: Konrad Bieliński, Zbigniew Bujak, Wojciech Kulerski, Jan Lityński".

Do 2012 r. pod fałszywym nazwiskiem...

Należy przypomnieć, że podpisani pod oświadczeniem działacze ukrywali się wówczas i byli szczególnie poszukiwani przez Służbę Bezpieczeństwa. Natomiast RKW to Regionalna Komisja Wykonawcza, czyli władze podziemnej mazowieckiej "Solidarności".

Stanowisko RKW wydaje się kuriozalne, ponieważ proponuje zastosowanie procedur wyjaśniających agenturalność, jakie można stosować, i to nie zawsze skutecznie, w warunkach demokratycznego państwa prawa. Jak bowiem można w warunkach podziemia zapewnić, by: "wyrok orzekający o winie lub niewinności [był] wydany przez niezależne ciało wyrokujące po przeprowadzeniu wnikliwego postępowania wyjaśniającego, w którym oskarżony ma prawo do obrony".

Należy natomiast zgodzić się, ze stwierdzeniem, że: "Działania wobec osób podejrzanych o współpracę z SB polegać mogą na wyłączeniu ich z pracy organizacyjnej". Tyle, że M. Kotarski vel Pękalski kontynuował działalność, ciesząc się coraz większym zaufaniem członków RKW. W 1987 r. podpisany pod cytowanym powyżej oświadczeniem Konrad Bieliński sygnował pismo, w którym dawał gwarancje za M. Kotarskiego w imieniu RKW, niezbędne do tego, by ten ostatni mógł otrzymać dotację ze Szwajcarii w wysokości 20 tysięcy franków szwajcarskich.

Żadna komisja społeczna zapowiedziana w oświadczeniu oczywiście nie powstała. Marian Kotarski aż do czerwca 2012 roku występował publicznie pod tym fałszywym nazwiskiem.

Nie był to jedyny przypadek w stolicy, kiedy wobec działacza podziemia wysuwano poważne zastrzeżenia, co nie przeszkodziło mu jednak w jego dalszej działalności.

Akcja IPN „Zapal Światło Wolności” - 13 grudnia o 19.30

Donosił, a potem drukował...

Następny przykład dotyczy Sławomira Miastowskiego, przewodniczącego "Solidarności" w Centralnej Wytwórni Programów i Filmów Telewizyjnych, w skrócie POLTEL. Był on funkcjonariuszem kontrwywiadu na niejawnym etacie. Podejrzenia, jakie pojawiły się wokół jego osoby, nie były początkowo brane poważnie. W wyniku jego agenturalnej działalności w szeregach MRK "S" nastąpiła seria aresztowań, w tym Zbigniewa Romaszewskiego. Później jednak nastąpiła pełna dekonspiracja Miastowskiego, który do działalności podziemnej już nie powrócił.

Piotr Skaza był w 1981 roku etatowym pracownikiem Krajowej Komisji Koordynacyjnej Niezależnego Zrzeszenia Studentów i kierował poligrafią NZS. Po wprowadzeniu stanu wojennego zszedł do podziemia i dalej zajmował się wydawnictwami. W marcu 1983 roku, kiedy nastąpiła seria zatrzymań, razem z nim w ręce bezpieki wpadli również ukrywający się Teodor Klincewicz, Maciej Zalewski - jeden z przywódców podziemnego Międzyzakładowego Komitetu Koordynacyjnego (MKK) i kilka innych osób.

Podczas pobytu w areszcie śledczym Piotr Skaza podjął współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa i dostarczył informacji o wszystkich znanych sobie drukarniach, które zostały następnie zlikwidowane.

Po wyjściu na wolność na mocy amnestii, latem 1983 r., T. Klincewicz i M. Zalewski byli już pewni, że wpadki drukarń nastąpiły na skutek donosów Skazy. Zorganizowali wspólne spotkanie, na którym doprowadzili do przyznania się tajnego współpracownika do związków z SB.

Później Skaza otworzył legalny zakład poligraficzny przy ul. Meander 4. Mimo sprawdzonej wiedzy na temat jego agenturalnej roli, współpraca między nim a Klincewiczem i Zalewskim trwała jeszcze kilka lat.

Tolerancyjne podziemie

Innym przypadek stanowi działalność Pawła Mikłasza. W 1977 r. założył on związane z Ruchem Obrony Praw Człowieka i Obywatela Wydawnictwo im. Konstytucji 3 Maja, którego był szefem do 1982 r. Równocześnie był tajnym współpracownikiem posługującym się pseudonimami: "Jan Lewandowski", "Rybak" i Stanisław Wysocki".

W sierpniu 1980 r. Mikłasz przebywał na Wybrzeżu. Był uczestnikiem strajku w Stoczni Gdańskiej i jednym z organizatorów drukarni w Stoczni Gdyńskiej. Zapewnił w tym czasie Służbie Bezpieczeństwa stały dostęp do informacji na temat strajkowej poligrafii. W 1983 r. założył wydawnictwo Myśl, które prowadził do 1990 r. Oprócz książek wydawał około 300 pism, w tym biuletynów zakładowych i regionalnych z całego kraju. Podejrzenia, jakie wysuwało w jego kierunku wielu działaczy podziemia, nie spowodowały odsunięcia go od podziemnej poligrafii...

Na tytułowe pytanie: "Czy agent bezpieki może być tolerowany przez podziemie?" można więc w tych konkretnych przypadkach niestety odpowiedzieć twierdząco. Mimo całego łańcucha poszlak, opisane osoby nie zostały odsunięte od działalności, zapewniając komunistycznej bezpiece stały dopływ informacji o warszawskim podziemiu.

Należy jednak zachować ostrożność przy próbie zbyt daleko idących uogólnień. Można bowiem wymienić równie wiele przypadków, kiedy podejrzenia o agenturalność kończyły się wyeliminowaniem takich osób z dalszej działalności podziemnej.

Włodzimierz Domagalski

ZOBACZ RÓWNIEŻ:

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: stan wojenny | NSZZ "Solidarność"
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy