"Nie można być neutralnym w tej walce". Jak komuniści umacniali władzę w Polsce.

Komuniści zdobyli władzę w Polsce już w 1944/ 1945 r. (najpierw na ziemiach na wschód od Wisły, a po styczniowej ofensywie 1945 roku także na pozostałym terytorium). Ale było to zdobycie władzy przy pomocy Armii Czerwonej - słusznie więc powiada się, że komunizm przyjechał do Polski na czołgach.

Talleyrand głosił jednak, że bagnet ma tę wadę, że nie można na nim siedzieć. Odnosząc tę maksymę do instalacji komunizmu w Polsce, można powiedzieć, że władza faktycznie zdobyta w ten sposób wymagała jakiegoś ugruntowania. Polscy komuniści dokonali tej operacji w dwóch etapach:

 - w okresie relatywnie łagodnej polityki w latach 1944/1945-1948;

 - w okresie powszechnego terroru w latach 1949-1956.

W pierwszym etapie stopniowo wyeliminowali wszystkich przeciwników ustroju, ale zarazem zabiegali o to, żeby w jakiś sposób przyciągnąć do siebie tych, którzy się wahali i poszerzyć w ten sposób niezwykle wąską podstawę polityczną władzy. Tak więc z jednej strony opanowano przez komunistyczną agenturę chadeckie Stronnictwo Pracy (czerwiec 1946), sfałszowano referendum (czerwiec 1946), sfałszowano wybory (styczeń 1947), metodami policyjnymi oraz skrytobójstwami spacyfikowano Polskie Stronnictwo Ludowe oraz zmuszono do potajemnej emigracji jego przywódcę, Stanisława Mikołajczyka (październik 1947), aresztowano redaktorów chadeckiego "Tygodnika Warszawskiego" (listopad-grudzień 1948), doprowadzając tym samym do jego faktycznej likwidacji.

Reklama

Zarazem jednak w tym samym okresie, zabiegając o przychylność choćby części polskiego społeczeństwa, komuniści rozwinęli strategię przyciągania i stopniowej perswazji. Początkowo Kościół cieszył się relatywną wolnością religijną, w literaturze cenzura nie była zbyt dotkliwa, edytowano książki znacznej części wybitnych pisarzy, od  których zrazu nie wymagano akcesu do komunizmu, w dziedzinie prasy wydano koncesje dla trzech grup katolickich ("Tygodnik Powszechny", "Tygodnik Warszawski" i tygodnik "Dziś i Jutro").

W debacie prasowej początkowo nie dominowały pisma jednoznacznie marksistowskie (takie jak "Kuźnica"), lecz bardziej umiarkowane (jak "Odrodzenie"). Krótko mówiąc, władze sprawiały wrażenie pewnej powściągliwości i otwartości na dyskusję - chociaż zarazem te same władze systematycznie szykowały sobie monopol rządów (głównie przy pomocy działań operacyjnych Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego). Było wiele obaw, ale i nieco nadziei.

Punktem przełomowym było scalenie rządzącej Polskiej Partii Robotniczej i jej sojusznika Polskiej Partii Socjalistycznej. Napisałem "scalenie", bo nie można poważnie mówić o zjednoczeniu. Najpierw trzeba pamiętać o tym, że PPS w chwili "zjednoczenia" była odpowiednio wyjałowiona kadrowo i programowo w stosunku do swej postaci przedwojennej i okupacyjnej (PPS-WRN). Następnie o tym, że przyjęty model połączenia obu partii nie respektował zasady równowagi wpływów ideowych. Była to forma politycznego teatru, zainscenizowanego po to głównie, aby dać sygnał do gwałtownego przyspieszenia: wykończenia resztek pluralizmu i zbudowania w Polsce kopii ustroju ZSRR.

Dla zobrazowania klimatu tamtego czasu, zacytujmy kilka fragmentów dokumentów z epoki.

W lipcu 1948 odbyło się Plenum KC PPR, na którym ostro skrytykowano dotychczasowy, relatywnie łagodny, kurs sekretarza generalnego Władysława Gomułki, a miesiąc później wykluczono go z władz. To był sygnał dla partii, że trzeba się opowiedzieć przeciwko błędom towarzysza Wiesława (okupacyjny pseudonim Gomułki).

W protokole zebrania Kolegium Prasowego przy Komitecie Wojewódzkim PPR w Krakowie z 13 września 1948 czytamy: "[...] Tow. Szydłowski konkretyzuje zadania prasy wynikające z uchwał Plenum KC PPR. W praktyce dziennikarskiej jest istotne:

1) zaostrzenie tonu prasy partyjnej, używanie bardziej klasowego, marksistowskiego języka, co odnosi się również do prasy czytelnikowskiej;

2) większy nacisk na zagadnienia ideologiczne;

3) konieczność przełamania oportunistycznych i prawicowych skłonności;

4) konieczność przełamania nacjonalistycznych skłonności, przyczem probierzem internacjonalizmu jest stosunek do ZSRR i WKP (b). Należy więcej pisać o Związku Radzieckim, zamiast egzotyki omawiać jego osiągnięcia gospodarcze i kulturalne, jaśniej i wyraźniej pisać o partii bolszewickiej, przełamując nieufność i opory psychologiczne wobec niej, pokutujące tu i ówdzie nawet w PPR. Omawiając zagadnienia polityki kulturalnej i drogi rozwojowej wsi polskiej - należy odwołać się do doświadczeń Związku Radzieckiego. Cała prasa przeprowadzić winna wielką kampanię w rozpoczynającym się miesiącu przyjaźni polsko-radzieckiej".

Takie było przygotowanie do akcji "zjednoczenia". Gdy ono się już, z wielkimi fanfarami, dokonało 15 grudnia 1948 roku, nastąpiło gwałtowne przyspieszenie. Już w styczniu roku następnego przeprowadzono w Szczecinie zjazd Związku Zawodowego Literatów Polskich, na którym zadekretowano obowiązywanie w literaturze "realizmu socjalistycznego".

Występując na zjeździe Stefan Żółkiewski powiedział: "Chcemy, aby nasza proza artystyczna kontynuowała najlepsze, postępowe tradycje literatury polskiej. Lecz określenia i stylu i norm nowej literatury szukać musimy nie w literackich regułach przeszłości, ale w rzeczywistości, współczesnej, społecznej rzeczywistości polskiej rewolucji i polskiego budownictwa, które wyznacza styl i normy nowej kultury. Troska bowiem o współczesność, o jej prawdziwe i wszechstronne wyrażenie w obrazach literackich winna być główną, podstawową, decydującą dla powieściopisarza.

Ten program oznacza walkę o pełną i postępową świadomość polityczną pisarza, oznacza radykalną zmianę jego społecznej roli w stosunku do jego funkcji w dawnym mieszczańskim społeczeństwie. [...]

Chcemy, aby literatura pomagała budować socjalizm w Polsce".

Wkrótce, na zjeździe Związku Polskich Artystów Plastyków w Katowicach, obowiązywanie realizmu socjalistycznego nakazano w sztukach plastycznych.

Partia zaleciła też czujność na odcinku prasy. W wystąpieniu Jakuba Bermana na Naradzie Redaktorów Prasy 21 marca 1949 r. padły takie słowa: "Zostało nam 40 dni do pierwszego maja. Każden z nas czuje i wie, że okres 40 dni będzie wypełniony jedyną, najbardziej podstawową walką o pokój i umocnienie obozu antyimperialistycznego, walka o pogłębienie i umocnienie przewagi obozu antyimperialistycznego. Każden z nas już dziś rozumie, że istnieje nierozłączna łączność między walką o ustalenie pokoju a walką o umocnienie obozu antyimperialistycznego. Nie można, nie podobna być neutralnym w tej walce. Kto nie sprzyja czynnie obozowi antyimperialistycznemu, ten, czy chce, czy nie chce, leje wodę na młyn podżegaczy wojennych ".

Jak zarządził towarzysz Berman, tak się też i stało. W kraju zapanował stan gorączkowego i spektakularnego przyłączania się do słusznej polityki Partii. Do różnych akcji propagandowych wciągano skutecznie także ludzi Kościoła - między innymi za pomocą ruchu "księży patriotów". Biskupi opierali się, ale stopniowo ustępowali, np. podpisując słynny Apel Sztokholmski, którego wymowa zbieżna była z cytowaną wyżej wypowiedzią Bermana. Tym peanom na cześć najlepszego z ustrojów towarzyszyły masowe aresztowania ludzi dawnego antyniemieckiego podziemia, żołnierzy Armii Krajowej, działaczy nie-komunistycznych partii politycznych, działaczy katolickich i w ogóle wszystkich, których "władza ludowa" uważała za podejrzanych.

I tak, krok po kroku, władza się umacniała. Etapami tego umacniania były m.in.: w lipcu 1952 uchwalenie konstytucji PRL; w listopadzie tego samego roku wygnanie biskupów śląskich (czyli pozbawienie ich jurysdykcji w ich diecezji); w styczniu 1953 proces kurii krakowskiej; w marcu-czerwcu  likwidacja "Tygodnika Powszechnego"; we wrześniu proces bpa Kaczmarka; także we wrześniu - aresztowanie kard. Wyszyńskiego.

I tak to się toczyło, aż w Moskwie towarzysze radzieccy zabili Berię, następcę Stalina...

Roman Graczyk

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: PZPR
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama