Ogniem, wodą, prądem. Metody śledcze Urzędu Bezpieczeństwa

W czasie wojny żołnierze podziemia często nosili zaszytą w ubraniu fiolkę z cyjankiem, by w razie zagrożenia aresztowaniem odebrać sobie życie – ratując siebie przed torturami i współpracowników przed wydaniem ich w czasie przesłuchania. Było rzeczą dla wszystkich zrozumiałą, że Gestapo posługuje się takimi metodami przesłuchań, że niemal każdy prędzej czy później zacznie zeznawać.

Po wojnie areszty Urzędu Bezpieczeństwa w niczym nie ustępowały katowniom Gestapo, o czym możemy się przekonać patrząc na przykład powiatowego urzędu w Tarnowie. Urząd Bezpieczeństwa nie musiał opracowywać od nowa metod działania, jego struktura i sposób funkcjonowania były bowiem ściśle oparte na sprawdzonych sowieckich wzorcach.

Sowieckie wzorce

Metody śledcze, jak neutralnie i bez wartościowania określano system wymuszania zeznań, mogły być wprowadzane przez funkcjonariuszy przeszkolonych w czasie wojny przez NKWD - takich jak organizator i pierwszy szef Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (PUBP) w Tarnowie Stanisław Kroch - albo wprost przez oficerów NKWD. Ci ostatni, określani mianem "sowieckich doradców" (w skrócie "sowietników"), w rzeczywistości pełnili w poszczególnych urzędach funkcje kierownicze, nie tylko instruując polskich funkcjonariuszy, ale też wyznaczając im cele i sposoby ich realizacji. Przy tarnowskim PUBP takim sowietnikiem był Lew Sobolew.

Reklama

To na polecenie Sobolewa aresztowanego w Tarnowie żołnierza Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (NZW) powieszono za wykręcone do tyłu ręce, a następnie rozpalono ognisko pod oblanymi benzyną stopami. Uzyskane w ten sposób informacje pozwoliły na szerokie aresztowania zarówno w szeregach NZW, jak i w tarnowskich strukturach Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość" (WiN). Rozpoczęte wówczas śledztwo, kontynuowane przez funkcjonariuszy UB z Krakowa, doprowadziło ostatecznie do rozbicia II Zarządu Głównego WiN.

Niekiedy ślepa nienawiść i żądza odwetu przesłaniała funkcjonariuszom UB nawet racjonalne z punktu widzenia  prowadzonego śledztwa działania. Przy próbie aresztowania kilku działaczy młodzieżowej konspiracji w Tarnowie zginęło dwóch ubowców, w tym kierownik sekcji zajmującej się zwalczaniem zbrojnego podziemia. W ręce bezpieki wpadł jednak postrzelony dziewiętnastoletni harcerz Tadeusz Bereś. Ubecy nie powstrzymali się przed bezpośrednią zemstą tracąc szansę na przesłuchanie zatrzymanego - tak skopali i obili kolbami karabinów nieszczęsnego chłopca, że ten zmarł dzień później w szpitalu.

Woleli umrzeć

Skala okrucieństwa i poniżenia doznanego od funkcjonariuszy, poziom fizycznego cierpienia i brak nadziei na poprawę sytuacji prowadziły niekiedy przesłuchiwanych do myśli samobójczych. Kierownik Rady WiN Tarnów Bolesław Kalaciński "Trawka", aresztowany na Śląsku, był przesłuchiwany kolejno w Krakowie i Tarnowie. Pięć dni trwały tortury w Krakowie - oprócz "zwyczajnego" bicia gumową rurką z metalowym rdzeniem po całym ciele, a szczególnie po stopach, topiono go też wpychając mu w usta butelkę z wodą, wieszano na sznurkach przywiązanych do kciuków wyrywając je ze stawów, miażdżono palce wkładając je między framugę a zatrzaskiwane drzwi. W Tarnowie przeszedł dalszy ciąg tortur. Znów bito go po całym ciele i przytrzaskiwano palce w drzwiach. Zastosowano też wobec niego znaną ubecką torturę, nazywaną "palem Andersa" - był sadzany na nodze odwróconego stołka, która wbijała się w kiszkę stolcową powodując niewyobrażalny ból. Przypalano mu stopy rozżarzonym prętem i podtapiano wetkniętą w usta butelką - tym razem napełnioną nie wodą, lecz uryną. Miażdżono mu też jądra ściskając je między deskami. Fakt stosowania przez tarnowskich ubowców szczególnie dotkliwych tortur potwierdza wcześniejszy raport WiN: Sposób przesłuchania na bezpiece jest prosty. Przy przesłuchaniach w sprawach jasnych dla nich bardzo grzecznie przesłuchują i po sporządzeniu protokołu odsyłają do piwnicy, przy ciemnych i zawiłych stosują badanie przez tzw. "kręcenie jaj", to jest wiążą jądra na sznurku dosyć grubym, skręcają i biją po nich trzciną względnie bykowcem.

Już w Krakowie Kalaciński próbował wyskoczyć przez okno, ale go powstrzymano. W Tarnowie ponowił samobójczą próbę. Przetrzymywany w nocy na wartowni wykorzystał sen strażników i doczołgał się do pozostawionego nieopatrznie koło pieca toporka, a następnie uderzył nim z całych sił w czoło. Po kilkudniowych mękach ręce nie miały tyle sił, by zadać śmiertelny cios, ostrze trafiło też na zlepiony potem i krwią kosmyk włosów, który osłabił uderzenie. Zalanego krwią przewieziono do szpitala. Po powrocie do celi już go nie torturowano.

Kalaciński nie był jedyny - wiemy co najmniej o jeszcze jednej próbie samobójczej w Tarnowie. Zwierzchnik komórki WiN w jednej z podtarnowskich wsi Michał Śliwa by uniknąć tortur próbował poderżnąć sobie gardło blachą ze znalezionej w celi konserwy. Został powstrzymany i przewieziony do szpitala. Tam zastrzelił go wartownik - według różnych wersji Śliwa albo podjął próbę ucieczki na granicy samobójstwa wyskakując ze szpitalnego okna, albo rzucił się sam na uzbrojonego strażnika, co również byłoby aktem ostatecznej desperacji.


Żabki i manicure

Dowódca oddziału dywersyjnego WiN z Tarnowa Wojciech Błasik "Walek" został aresztowany po tym, jak bezpieka wymusiła zeznania od jednego z zatrzymanych szeregowych winowców, bitego m.in. gumową rurą w twarz i stopy oraz zmuszanego do nieustannych podskoków, tzw. żabek. Gdy z wycieńczenia przestawał, sypały się na niego kolejne ciosy. Błasika po aresztowaniu spotkały jeszcze cięższe tortury. Oprócz bicia pałką, przywiązywano mu też do rąk przewody elektryczne i rażono prądem, a uderzeniem krzesła rozcięto głowę w okolicy skroni. Jego zmaltretowane nogi przemieniły się w jedną ropiejącą ranę. Przewieziony do szpitala przeszedł trzy operacje, a na rozprawie odwołał wszystkie zeznania jako wymuszone torturami, przy czym pokazał publicznie rozciętą głowę i pokryte bliznami nogi. Wiemy, że wobec innych aresztowanych również stosowano rażenie prądem.

Do torturowania zatrzymanych zachęcali przełożeni z Krakowa. Szef UB w Krakowie Teodor Duda przebywał w grudniu 1949 r. w Tarnowie, by doglądać przesłuchań aresztowanych działaczy WiN. Towarzyszył mu jego ówczesny zastępca Franciszek Szlachcic, w latach 70. minister spraw wewnętrznych PRL. Szlachcic własnoręcznie bił m.in. Wojciecha Błasika, a Duda - gdy szef PUBP skarżył się, że Błasik nie chce mówić - poradził zrób mu manicure, co było zachętą do zrywania paznokci.

Tylko niektórych z oprawców dosięgła ręka sprawiedliwości. Lew Sobolew został zastrzelony na jednym z tarnowskich placów w wyniku wyroku współwydanego przez Kalacińskiego "Trawkę". Do ukarania poszczególnych funkcjonariuszy w ramach ówczesnego prawa mogło dojść, gdy tortury wyszły na jaw, stały się zbyt głośne. Tak było w przypadku oprawców Błasika, który mówił o torturach przed sądem na swojej rozprawie. Po wewnętrznym śledztwie jego ciemiężyciele zostali ukarani zaledwie kilkunastodniowym aresztem, sprawy nie skierowano nawet do sądu. Tłumaczono przy tym, że do takich metod zostali sprowokowani zachowaniem się Błasika w śledztwie, co tylko potwierdza nam jego bohaterską postawę.

Michał Wenklar

--------------------------

Dr Michał Wenklar - historyk, politolog, kierownik Referatu Badań Naukowych OBEP IPN w Krakowie, adiunkt Akademii Ignatianum, współpracownik Ośrodka Myśli Politycznej.


 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Urząd Bezpieczeństwa | Wolność i Niezawisłość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy