41 lat temu Wanda Rutkiewicz zdobyła Mount Everest

41 lat temu, 16 października 1978 roku, Wanda Rutkiewicz, jako trzecia kobieta na świecie i pierwsza Europejka, zdobyła najwyższą górę świata Mount Everest.

Wandę Rutkiewicz stanęła na szczycie najwyższej góry świata Mount Everestu (8848 m) 16 października 1978 roku o godz. 13.45. Była trzecią kobietą (po Japonce i Chince) i pierwszą Europejką, która tego dokonała. Sukces był Rutkiewicz był tym większy, iż zdobycie Everestu nie udało się wcześniej żadnemu z polskich himalaistów.

Rutkiewicz była uczestniczką międzynarodowej wyprawy niemiecko-francuskiej kierowanej przez dr Karla Herrkligkoffera. Atak z bazy rozpoczęła wraz z trzema himalaistami 9 października. Wierzchołek zdobyła po 6 godzinach i 15 minutach wspinaczki z obozu IV położonego na Przełęczy Południowej. Ostatnie 50 metrów pokonała bez tlenu z powodu zalodzenia maski tlenowej.

Reklama

Z bazy Wyprawy Everest '78 relacjonowała wówczas do Polskiego Związku Alpinizmu: "16 października o godzinie 14.00 stanęłam na Evereście. Szczyt osiągnęłam po 6,5-godzinnej wspinaczce z obozu IV na Przełęczy Południowej (7985 m). Razem ze mną wierzchołek zdobyli dwaj Niemcy, Szwajcar i trzej Szerpowie. Szczęście dopisało wyprawie, która odniosła niebywały sukces. Po tamujących działalność górską opadach śniegu i wichurach, nastąpił nieoczekiwanie kilkudniowy okres pięknej pogody i to w momencie, gdy wyprawa zwątpiła w sukces i myślała o odwrocie. Cieszę się, że udało mi się zanieść, oprócz biało-czerwonego, także proporczyk Związku na najwyższy szczyt Ziemi. Zostawiłam tam mały kamyk ze Skałek Rzędkowickich, gdzie stawiają pierwsze kroki i trenują taternicy. Pozdrowienia dla Ireny Kęsy, od której otrzymałam skałkowy kamyk. Do kraju wrócę 6 lub 13 listopada...".

Upór i siła

"Poczułam dziwny ucisk w okolicach żołądka. Bałam się, że spadnę i nikt tego nie zauważy. Nagle zabrakło mi powietrza. Zerwałam z twarzy maskę tlenową... W tamtej chwili nic nie mogło mnie powstrzymać. Człowieka stać na znacznie więcej niż sam sądzi. Stałam w najwyższym punkcie Ziemi. Byłam taka szczęśliwa... Gdy się rozejrzałam wokół, wydawało mi się, że widzę zakrzywienie kuli ziemskiej. Najwięcej znaczyło dla mnie to, że jako pierwsza osoba z Polski weszłam na Everest - i to w tym samym dniu, w którym Karol Wojtyła został papieżem. Ale nie chodzi tylko o mnie. Każdy ma przecież do pokonania swój Everest. Mój sukces był dowodem na to, że każdemu może się udać to, co sobie postanowi" - tak później wspominała zdobycie najwyższej góry świata.

"Wanda organizacyjnie i kondycyjnie zawsze była krok przed naszym środowiskiem. Gdy w Polsce nikomu nie śniło się o wyprawie na Everest ona potrafiła zorganizować sobie taki wyjazd, zakręcić się w każdym środowisku od przysłowiowego biskupa do sekretarza KC i zawsze wywalczyć to, na czym jej zależało. Upór i siła woli były u niej dominujące. Dostałam od niej kartkę po zdobyciu najwyższej góry świata. Mam ją do dziś. Treść była krótka, to co pamiętam to zdanie: jestem w szczęśliwym odwrocie. Oczywiście nie z tej kartki dowiedziałam się o wejściu, bo korespondencja z tej części świata szła wówczas dobre półtora miesiąca" - mówiła w rozmowie z PAP himalaistka Anna Czerwińska, która na wierzchołku najwyższej góry świata stanęła w maju 2000 roku i było to drugie polskie wejście kobiece na Czomolungmę.

Nie dała się przekonać

Rutkiewicz zamierzała zdobyć wszystkie czternaście ośmiotysięczników, a tym samym Koronę Himalajów. Chciała być trzecią na świecie - po Włochu Reinholdzie Messnerze i Jerzym Kukuczce. Stanęła na wierzchołku ośmiu z nich (Everest, Nanga Parbat, K2, Sziszapangma, Gaszerbrum II, Gaszerbrum I, Czo Oju, Annapurna), a kolejnym celem miała być Kanczendzonga, której nazwa po tybetańsku oznacza Pięć Wielkich Skarbnic Śniegu. Na wyprawę kierowaną przez Meksykanina Carlosa Carsolio, jak się okazało swoją ostatnią w życiu, wyruszyła wiosną 1992 roku.

12 maja pod wierzchołkiem trzeciej góry świata (8598 m) wybitna polska himalaistka była widziana ostatni raz. W tym dniu razem z Meksykaninem, około godziny 3.30, Rutkiewicz rozpoczęła wspinaczkę na szczyt z obozu czwartego, położonego na wysokości 7900 m. Przez jakiś czas podążali razem, później Carsolio poszedł przodem i po wielu godzinach samotnej walki dotarł na wierzchołek. Kiedy wracał, spotkał Polkę, która w tym czasie zdołała pokonać zaledwie połowę drogi i znajdowała się na wysokości 8200-8300 m.

Rutkiewicz nie miała śpiwora, kuchenki, była zmęczona i odwodniona. Chciała spędzić noc w jamie śnieżnej i następnego dnia atakować szczyt. Meksykanin namawiał ją do rezygnacji z takiego planu, ale nie dała się przekonać. Sam, uciekając przed załamaniem pogody, zszedł niżej i czekał na nią w obozie IV. Bezskutecznie. 14 maja podał przez radio do bazy, że widział Rutkiewicz ostatni raz dwa dni wcześniej. Przez następne dni warunki atmosferyczne nie poprawiały się. Szanse na odnalezienie Polki były znikome.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama