Izrael ma polskie korzenie. O źródłach współczesnego państwa żydowskiego

- W historii liczą się fakty, a fakty są takie, że polska pomoc w kluczowy sposób przyczyniła się do utworzenia Izraela. Jednocześnie Żydzi byli w stanie poświęcić wszystko za Polskę i to pokazuje, że Polska potrafiła być dla nich matką, a nie tylko macochą - mówi profesor Łukasz Tomasz Sroka, autor książki "Polskie korzenie Izraela", z którym Interia rozmawia o jednocześnie wzorowych i trudnych polsko-żydowskich relacjach.

Artur Wróblewski, Interia: Kiedy pierwsi Żydzi z ziem polskich pojawili się w Palestynie?

Profesor Łukasz Tomasz Sroka: Pierwsze ślady emigracji polskich Żydów do Palestyny pojawiają się już w erze nowożytnej. To były jednak pojedyncze wyjazdy, motywowane na przykład wiarą i religią, chęcią odbycia pielgrzymki. Należy pamiętać, że dla Żydów, od czasu diaspory, Erec Israel i Jerozolima nigdy nie przestały być ważne. Choć rozeszli się w różne zakątki świata, to nigdy Jerozolima nie przestała być dla nich ważna. Zresztą w minionych wiekach, gdy Żyd chciał pozdrowić drugiego Żyda, mówił: "W przyszłym roku w Jerozolimie". To było głęboko tkwiące w sercach Żydów pragnienie, by kiedyś wrócić do ziemi danej im przez Boga.

Reklama

- Pojedyncze sytuacje, w których Żydzi wyjeżdżali do Palestyny, spotykamy w różnych wiekach. Natomiast początek zorganizowanych wyjazdów, motywowanych ideą syjonistyczną, datujemy na koniec XIX wieku. Wówczas pojawiają się pierwsze zorganizowane wyjazdy Żydów polskich do Erec Izrael. Nazywamy je "alijah", co w języku hebrajskim oznacza "wznosić się ku górze". Ma to wymiar dosłowny i symboliczny. Dosłowny, bo Jerozolima usytuowana jest na wzniesieniu. Tym samym pielgrzymowanie do tego miasta zawsze oznaczało "wznoszenie się ku górze". Symboliczny wymiar nawiązuje do "wznoszenia się" duchowego. Warto zaznaczyć jednak, że pierwsze zorganizowane grupy emigrujące do Erec Israel nie były zbyt liczne. Natomiast o wiele liczniejsze grupy, także lepiej zorganizowane, pojawiają się w dwudziestoleciu międzywojennym, czyli po 1918 roku.

Żydzi z ziem polskich wyjeżdżali do Palestyny, ale też debatowali o Erec Israel na Starym Kontynencie, również na ziemiach polskich.

- To prawda. Datą przełomową jest tutaj niewątpliwie rok 1897, kiedy rodzi się ruch syjonistyczny, a jego przywódcą zostaje Teodor Herzl, który właśnie w tym roku zwołuje Pierwszy Kongres Syjonistyczny w Bazylei. Ja jednak zwróciłbym uwagę na jeszcze jedną datę, bo w dyskusjach o powstaniu państwa Izrael rzadko kiedy, a w Polsce w ogóle, nie przywołuje się faktu, że pierwszy kongres, gromadzący zwolenników odbudowy państwa izraelskiego z całej Europy, miał miejsce w Katowicach w 1884 roku. To ciekawa sprawa. O zjeździe w Katowicach uczą się dzieci w szkołach izraelskich, można na ten temat sporo przeczytać w zagranicznych publikacjach, na przykład w amerykańskich. W Polsce ta data nie jest rozpoznawalna, a wydarzenie nie zostało dość dobrze nagłośnione. A szkoda, bo jest to ważny polski wkład w odbudowę Izraela. Konferencja Katowicka zwołana została przez Leona Pinskera, który przed Herzlem organizował ruch syjonistyczny. 

- W trakcie tych konferencji zapadły decyzje o odbudowie własnego państwa. Pierwszą sprawą było umiejscowienie odbudowanego Izraela. Brano pod uwagę różne lokalizacje, bo Palestyna była zajęta wówczas przez Turcję. Nie było sprawą przesądzoną i oczywistą, że to właśnie tam należało odbudować państwo żydowskie. Były bardzo różne pomysły. Do najczęściej dyskutowanych należała Ameryka Południowa. Brano również pod uwagę Afrykę Subsaharyjską, Cypr, Półwysep Synaj i wreszcie nawet Stany Zjednoczone. Pomijam całą gamę różnych innych pomysłów umiejscowienia Izraela. Te wymienione należały do najbardziej poważnych. Dość szybko skonstatowano jednak, że tu nie chodzi wyłącznie o zajęcie jakiegoś terytorium, ale by wrócić do siebie. Zajęcie jakiegokolwiek terytorium prowokowałoby po raz kolejny zarzut, z którym Żydzi musieliby się zmierzyć: "Nie jesteście u siebie". Żydzi postanowili, że chcą wrócić do siebie, do Erec Israel. W związku z tym postanowiono stworzyć tam własne, niepodległe państwo.

Początkowy wpływ polskich Żydów na budowę Izraela miał charakter... rolniczy. To mniej znana część naszej wspólnej historii.

- Wiąże się z tym bardzo ciekawa historia. Bardzo szybko zorientowano się, że do tworzenia własnego państwa potrzeba ludzi o różnych specjalnościach. W Europie Żydzi przeważnie wykonywali zawody związane z handlem, z obrotem pieniędzmi, ewentualnie z rzemiosłem. W wielu częściach Europy Żydzi byli objęci zakazem nabywania ziemi uprawnej i pracy na roli. To powodowało, że nie mieli doświadczenia rolniczego. Było jasne, że jeżeli będą budowali własne państwo, to będą potrzebowali robotników, ale też rolników, którzy zapewnią wyżywienie dla tysięcy Żydów. Tutaj jeszcze jedna uwaga. Istnieje takie uproszczenie w powszechnym obiegu, że Żydzi opuścili Erec Israel, a w XIX wieku zaczęli tam wracać. To jest ogromne przekłamanie. Żydzi nigdy nie opuścili Erec Israel. Nigdy. Doszło tylko do tego, i aż do tego, że po ostatecznej przegranej z Rzymianami i podbiciu ich państwa, większa część narodu, zwłaszcza elity, uległy rozproszeniu. Ale nie wszyscy. Absolutnie w Palestynie cały czas były grupy Żydów, w Jerozolimie czy Hebronie. Jakaś podstawa do rozwoju nowoczesnego osadnictwa w XIX wieku była. Natomiast to też nie byli rolnicy. To raczej były grupy skoncentrowane w ośrodkach miejskich. Tymczasem konieczne było przygotowanie ludzi zdolnych do zapewnienie żywności. Słusznie zakładano, że Arabowie nie będą chcieli sprzedać żywności Żydom. Zwłaszcza, że prognozowano konflikt żydowsko-arabski. Dlaczego Arabowie mieliby sprzedawać żywność wrogom?

- W jaki zatem sposób miano produkować żywność? Wymyślono kibuc. To ciekawa forma pewnej gromady ludzkiej, która miała wspólnie gospodarować na roli i zajmować się hodowlą zwierząt. Wszystkim, co miało służyć zapewnienie żywności. Pierwsze kibuce powstawały nie tylko w Palestynie, ale też w Europie. W dużej mierze organizowano je na ziemiach byłej I Rzeczpospolitej. Zacząłem porządkować statystykę dotyczącą tego tematu i okazało się, że przed drugą wojną światową w Polsce było zdecydowanie więcej kibuców niż w Palestynie. Cała Galicja utkana była kibucami. Nie wiemy, niestety, kiedy powstał pierwszy polski kibuc, a byłby to bez wątpienia wielki badawczy smaczek. Wiadomo natomiast, że pierwszy kibuc w Palestynie powstał w 1910 roku.

- Wracając do ziem polskich, to kibuce zakładano wszędzie: od małych wiosek, przez miasteczka, aż do dużych miast. Na przykład w Krakowie taki najbardziej znany i dynamicznie prosperujący przed wojną kibuc mieścił się na terenie dzisiejszych Błoń przy Cichym Kąciku. Młodzież żydowska po zajęciach szkolnych przyjeżdżała tam i uczyła się uprawiać rolę czy hodować zwierzęta. Dotarłem jednak do materiałów wskazujących, że kibuce mieściły się nieraz na podwórzach kamienic na krakowskim Kazimierzu. Żeby uczyć się uprawy roli wystarczyło kilka czy kilkanaście metrów kwadratowych. Wystarczał zielony skwer na podwórzu większej kamienicy. Tam nie uprawiano roślin na potrzeby żywności, ale w celach edukacyjnych. Wystarczyło kilka grządek czy miejsce na zagrodę dla jednego zwierzęcia. W ten sposób młodzi Żydzi uczyli się rolnictwa od podstaw. Ważną rolę w tym procesie odegrała słynna Akademia Rolnicza w Dublanach. Przyjrzałem się statystyce tej uczelni i zauważyłem zaskakującą rzecz: zdecydowanie zaczął tam rosnąć odsetek uczniów żydowskich w stosunku do uczniów z polskich rodzin ziemiańskich czy lepiej sytuowanych rodzin chłopskich, a to dla nich pomyślana była ta szkoła.

- Co znaczące, początki rolnictwa żydowskiego na ziemiach polskich to też źródło dzisiejszego sukcesu rolnictwa izraelskiego, które wiedzie prym na cały świat. Z kilku powodów. Żydzi kształcący się w rolnictwie nie mieli wcześniej pojęcia w jaki sposób zajmować się uprawą roli. Skoro nie mieli na ten temat pojęcia, to sięgnęli po książki, poradniki, skrypty akademickie. W konsekwencji zaczęli stosować eksperymentalne na tamte czasy rozwiązania, co spowodowało, że bardzo wybili się do przodu. Tymczasem chłopi polscy czy ukraińscy stosowali tradycyjne praktyki odziedziczone z dziada pradziada. To hamowało postęp. A Żydzi parli do przodu, bo - mówiąc obrazowo - wychodzili w pole z książką w ręku, ponieważ nie posiadali wiedzy praktycznej. Łamali także rolnicze "tabu" i eksperymentowali. Na przykład okazało się, że jedna z odmian pomidorów, podlewana słoną wodą, wydaje słodsze owoce. A wydawało się, ze słona woda w uprawie jest zupełnie nieprzydatna.

- Druga sprawa to nieprzychylność warunków w Palestynie: sucha gleba, brak cienia... Czy tam można cokolwiek posadzić? Rolnicy gospodarujący z pokolenia na pokolenie machnęliby ręką na takie warunki. Tymczasem Żydzi wszystkiemu się przypatrywali, wszystko było dla nich nowe i intrygujące. Pochodzący z Warszawy inżynier Simcha Blass, który wyemigrował w dwudziestoleciu międzywojennym do Erec Israel, zaobserwował w jednym z kibuców, że na bardzo złej glebie nie rośnie nic poza jednym jedynym drzewem. Więcej, to drzewo fantastycznie się przyjęło i ładnie pięło się w górę. Tymczasem wokół była pustynia. Po rozkopaniu gleby wokół drzewa okazało się, że obok przechodził niewielki rurociąg, który był nieszczelny, i kropla po kropli z rurki sączyła się woda, tuż na wysokości drzewa. Podziemna rurka zapewniała roślinie świetne nawodnienie, ponieważ cieknąca z niej woda nie wysychała w suchym klimacie, chroniona była warstwą gleby. W ten sposób Blass, swoją drogą w 1920 roku walczący w szeregach polskiej armii z bolszewikami, stworzył przełomowy system nawadniania kropelkowego, który był niezwykle nowatorski, a dziś jest wykorzystywany na całym świecie, bo jest tani i wydajny. Izraelska firma Netafim, która produkuje systemy nawadniające, jest światowym potentatem w tej dziedzinie. Nawadnianie kropelkowe, tak banalne i błahe z punktu widzenia techniki, jest wykorzystywane nie tylko w rolnictwie, ale też i przy nawadnianiu zieleni miejskiej. Takie miasta, jak Ber Szewa czy Tel Awiw, wyrosły przecież na pustyni, a sporo w nich parków czy skwerów. Wszystko to dzięki wymyślonemu przez inżyniera z Warszawy kropelkowemu systemowi nawadniania.      

Czy można powiedzieć, że II Rzeczpospolita była kuźnią izraelskich kadr politycznych?

- To twierdzenie zgodne z prawdą. Trzon kadrowy kilku pierwszy rządów Izraela oraz kilku pierwszych składów parlamentu izraelskiego, czyli Knesetu, stanowili Żydzi polscy. Dość wspomnieć symboliczną postać pierwszego premiera i ojca-założyciela izraelskiej państwowości Dawida Ben Guriona, który 14 maja 1948 roku uroczyście odczytał tekst proklamacji niepodległości Izraela. To był polski Żyd urodzony w Płońsku. Zwracałbym jednak nie tylko na liczebną przewagę polskich Żydów w izraelskiej polityce pierwszych lat istnienia państwa, ale też na ich znaczenie jakościowe, wiedzę, doświadczenie. Przed drugą wojną światową to w Polsce żyło największe skupisko Żydów w Europie. Chociaż relacje polsko-żydowskie nie należały do łatwych, były konflikty i spory, to jednak Żydzi w II Rzeczpospolitej cieszyli się formalnym równouprawnieniem, które powodowało, że pełnili funkcje w samorządzie lokalnym, w parlamencie, odbywali służbę w armii. Ci ludzie, migrując do Erec Israel, wywozili ze sobą pewne umiejętności i bagaż doświadczeń.

- Dawid Ben Gurion nie jest jedyną symboliczną postacią. Trzeba tu wspomnieć osobę Izaaka Grunbauma, który był przedwojennym polskim parlamentarzystą. To specyficzna postać, wchodząca w gorące spory nie tylko z politykami polskimi, ale też i żydowskimi. Będąc skonfliktowany z dużą częścią sceny politycznej II Rzeczpospolitej, postanowił wyemigrować do Erec Israel i tam układać sobie życie na nowo. Wyjechał z Warszawy jako doświadczony parlamentarzysta, zabrał ze sobą różnego typu dokumenty sejmowe, regulaminy i okólniki. W oparciu o te materiały tworzył izraelski parlament. Trzeba to uznać za wielkie osiągnięcie Żydów polskich. Takich postaci pierwszorzędnych, które odegrały czołową rolę w tworzeniu izraelskiej państwowości, jest bardzo dużo. Aczkolwiek trzeba zaznaczyć, że dziś ocenia się to bardzo różnie. Kiedyś miałem okazję rozmawiać z turystami z Izraela. Humorystycznie wypomnieli mi, że Izrael miał pecha, że Kneset stworzył polski Żyd. "Dlaczego nie brytyjski czy szwajcarski?" - zastanawiali się. "Teraz nasz parlament jest kopią polskiego i na odwrót" - mówili. Faktycznie, struktura Knesetu, charakter toczących się w nim dyskusji, wypowiedzi parlamentarzystów izraelskich są często lustrzanym odbiciem tego, co widzimy w Warszawie przy ulicy Wiejskiej. Widać to było zresztą podczas ostatniego sporu polsko-izraelskiego. Dziwiło mnie na przykład, że opinia publiczna w Polsce była zaskoczona niektórymi wypowiedziami izraelskich polityków. A oni są po prostu bardzo podobni do naszych parlamentarzystów, a ich wypowiedzi były lustrzanymi odbiciami skrajnych i kontrowersyjnych wypowiedzi polskich polityków. Jedne i drugie wypowiedzi nie powinny były paść.

- Wracając do historii, to język polski był też językiem często używanym na izraelskich szczeblach władzy. Owszem, Izrael prowadził politykę hebraizacji państwa. Preferowano, premiowano, a momentami nawet i narzucono posługiwanie się językiem hebrajskim. Prawda jest jednak taka, że jak ktoś coś wyniósł z domu, to mu już to zostało... Pamiętam, jak Szewach Weiss wspominał kiedyś toczący się spór w izraelskim parlamencie. Dyskusja była tak gorąca, że zamieniła się w kłótnię, która była tak zacięta, że politycy mimowolnie przechodzili na język polski. Padały wtedy różne niekoniecznie parlamentarne przedwojenne polskie słowa. Co ciekawe, znajomość języka polskiego przez izraelskich żołnierzy przydała się podczas wojny sześciodniowej. Izraelczycy zorientowali się, że porozumiewanie się po polsku to świetna forma szyfru. Arabowie w 1967 roku, słysząc polski, byli bezradni. Nie mieli pojęcia co to za język. O ile szyfr mogliby próbować złamać, to w trudnym języku, jakim jest polski, zupełnie się nie orientowali. Korzystali z tego izraelscy oficerowi, ale tylko podczas wojny sześciodniowej, drugi raz ten chwyt by się nie udał. Również z tego powodu, że w późniejszych latach w Polsce studiowała duża grupa studentów arabskich.        

Jeżeli jesteśmy przy temacie wojska... To w Polsce wykuwała się też przyszła armia izraelska. II Rzeczpospolita pomagała w szkoleniu żydowskich bojowników, którzy mieli walczyć w Palestynie o państwo izraelskie.

- To ciekawa, choć niewystarczająco nagłośniona historia, nie tylko w Polsce, ale i na świecie. A to jest wielki fenomen. Z dokumentów, które studiowałem wynika, że dla Żydów ważną inspiracją był polski ruch narodowo-wyzwoleńczy. Żydzi walczyli w powstaniu listopadowym i styczniowym, ramię w ramię z Polakami. Byli też za to karani zsyłkami na Syberię, wielu z nich traciło dorobek całego życia, walcząc o niepodległą Polskę. To są przykłady, że Żydzi byli w stanie poświęcić wszystko za Polskę i pokazuje, że Polska potrafiła być dla nich matką, a nie tylko macochą. Żydzi walczyli przecież u boku Józefa Piłsudskiego w Legionach Polskich, przeciwko bolszewikom w 1920 roku, wreszcie pełnili regularną służbę w Wojsku Polskim po 1918 roku. Zebrane na frontach doświadczenia były dla Żydów bardzo ważną lekcją w trakcie tworzenia izraelskich sił zbrojnych.

- Druga sprawa to tworzenie armii żydowskiej w II Rzeczpospolitej przez Włodzimierza Żabotyńskiego. W planach było stworzenie czterdziestotysięcznej armii i Żabotyński przystąpił do realizacji tego projektu. Działo się to nie tylko za zgodą polskiego rządu, ale też i przy czynnym wsparciu polskich oficerów i polskiego kontrwywiadu. Odbyły się szkolenia i manewry na Wołyniu oraz w Małopolsce między Wadowicami i Andrychowem. Najsłabszym punktem tego planu była kwestia przerzucenia armii do Palestyny. Postanowiono, że żydowską armię z portu w rumuńskiej Konstancy do Palestyny przewiezie statek "Polonia" i mniejsze jednostki. Polska zapewniała też żydowskim bojownikom w Palestynie regularne dostawy broni i amunicji. Początkowo broń przekazywano na zasadzie umowy honorowej, bo Żabotyński nie miał pieniędzy na jej zakup. Dług miało spłacić przyszłe państwo izraelskie. Ostatecznie czterdziestotysięczna armia desantowa nie powstała, ale stworzono liczne grupy bojowe w Palestynie, które odegrały kluczową rolę w powstaniu Izraela. Przecież Żydzi musieli stoczyć wojnę z Arabami, wywalczyć sobie państwowość. Gdyby nie polskie kadry, polska broń i polska amunicja, nie wiadomo czy udałoby się osiągnąć sukces. Pomoc II Rzeczpospolitej okazała się być kluczowa.

- Dodam, że poza transportami broni i amunicji, polski rząd przekazał Żydom szybowiec Wrona Bis oraz trzy samoloty RWD-8, RWD-13 i RWD-15. Oczywiście, Polska też miała w tym interes, gdyż stanowisko rządów II Rzeczpospolitej było zbieżne ze stanowiskiem syjonistów. I jedni, i drudzy uważali, że korzystniej byłoby, gdyby Żydzi wyjechali z Polski. Być może dziś takie stanowisko budzi pewien niesmak, ale wówczas była to koincydencja korzystna dla obu stron. W historii liczą się fakty, a fakty są takie, że polska pomoc przyczyniła się do utworzenia Izraela. Towarzyszące temu okoliczności również są ważne, ale w kontekście utworzenia państwa żydowskiego są one drugoplanowe.

- Trzeba zaznaczyć, że II Rzeczpospolita niewątpliwie wielokrotnie bardziej wsparłaby syjonistów, gdyby nie to, że na każdą formę pomocy, czy to w migracji czy też dostawy broni i amunicji, alergicznie i bardzo ostro reagowała Wielka Brytania. 

Nasz największy przedwojenny sojusznik...

- Tak. A Polska musiała przed tym sojusznikiem utajnić wszelkie działania. Jak to robiono? Na przykład szybowiec i samoloty miały być prezentem dla sportowców żydowskich. Amunicji i broni nie dało się w nic "ubrać", więc chowano w maszynach rolniczych, które dosłownie były naszpikowane pociskami. Brytyjczycy nie wpuszczali też do Palestyny Żydów migrujących z Polski. Wymyślono taki fortel, że wyjazdy Żydów oficjalnie organizowane były jako wycieczki turystyczne. Jako "podkładki" zbierano nawet oświadczenia, w których wyjeżdżający Żydzi zapewniali, że po "wycieczce" wrócą do Polski.

Czy są jeszcze jakieś inne polskie ślady korzeni Izraela?

- Oczywiście, choćby taka sprawa jak... lasy. W Palestynie nie było odpowiedniego klimatu dla lasów, a dziś przecież lasy tam są. Sadzenie drzew zaprogramował Józef Weitz, który urodził się na Wołyniu. Wszystkie tereny zielone w Izraelu są w pewnym sensie jego dziełem. Inna sprawa to architektura w Izraelu. Wiodącą rolę wśród architektów żydowskich odgrywali ci pochodzący z Polski. Weźmy osobę urodzonego w Jarosławiu Arieha Sharona, który zaprojektował nie tylko budynki słynnego Instytutu Technologii Technion czy Banku Centralnego Izraela, ale wręcz zaprojektował całe państwo. W jaki sposób? Ben Gurion powierzył mu funkcję generalnego planisty państwa, z czym wiązało się rozplanowywanie miast, miasteczek, osad, dróg, mostów... Trzeba wspomnieć o pochodzącym z Warszawy Józefie Klarwinie, który zaprojektował gmach Knesetu w Jerozolimie. Ale polskie korzenie Izraela to także nauka. Urodzony w Białymstoku słynny archeolog Eleazar Sukenik nie tylko rozpoznał zwoje z Qumran, ale też doprowadził do ich zakupu, a następnie badał je przez całe życie. Słynny filozof i polityk Shlomo Avineri urodził się w Bielsku, pochodząca z Warszawy historyk Anita Szapira przeżyła niemiecka okupację w Polsce. Można by tak wymieniać, nazwisk jest bardzo dużo...

Rozmawiając o polskich korzeniach Izraela nie można nie wspomnieć osoby generała Władysława Andersa.

- Zacznę od tego, że jestem przeciwnikiem licytacji po czasie: "Kto jest bardziej zasłużony?" czy "Kto więcej dokonał". Myślę, że zmarli bohaterowie tego typu "przerzucaniem się" liczbami, statystykami czy osiągnięciami, byliby wręcz zniesmaczeni. Z tego powodu sam nie chciałbym wdawać się w tego typu licytację i wartościować "Kto jest bardziej zasłużony?". Jednak w tym wypadku zrobię wyjątek i zwrócę uwagę na jedną sprawę. Oscar Schindler, który uratował około tysiąca Żydów, za sprawą słynnego filmu "Lista Schindlera" czy wielu innych publikacji w mediach, został spopularyzowany na cały świat jako dobry Niemiec, który ratował Żydów. Generał Władysław Anders, który uratował przeszło sześć tysięcy Żydów, z perspektywy tego tematu pozostaje dla świata właściwie anonimowy.

- Przypomnijmy, że wraz z generałem Andersem Związek Sowiecki opuściło około 77 tysięcy osób. Niespełna 10 procent z nich, jak wspomniałem przeszło sześć tysięcy osób, to byli Żydzi, w tym około 4400 żołnierzy: 146 oficerów, 416 podoficerów i 3839 szeregowych. Oprócz tego, wraz z całą grupą wychodźczą, wyszło wedle różnych szacunków blisko tysiąc dzieci żydowskich, które przeszły ten szlak tułaczy wraz z Armią Andersa. Szli między innymi przez Teheran i w stosunku do nich używa się pojęcia "dzieci Teheranu". Tym samym tysiące dorosłych Żydów i tysiąc dzieci żydowskich zostało uratowanych przez generała Andersa i jego żołnierzy. Ktoś może powiedzieć, że Anders miał w tym interes i dlatego zabrał żydowskich żołnierzy, ponieważ oni wzmocnili jego armię. Ale co z tysiącem żydowskich dzieci? One nie wzmacniały jego armii. To był wielki gest z jego strony i ofiarność. Trzeba powiedzieć wprost, że tym dzieciom uratowano życie.

- Co mało się podkreśla i na co się mało zwraca uwagę, druga wojna światowa i Holocaust, który Żydom sprawili Niemcy, to jedna sprawa. To ogromny rachunek krzywd i ogromna liczba zamordowanych często bestialsko ofiar. Jest jeszcze druga sprawa, mianowicie zbrodnie wschodniego totalitaryzmu. Sowieci i komunizm również przynieśli śmierć tysiącom Żydów. Oczywiście, w Związku Sowieckim Żydzi nie ginęli dlatego, że byli Żydami. Tak przynajmniej nigdy oficjalnie żaden enkawudzista czy czerwonoarmista nie powiedział. Ale Żydzi ginęli tysiącami jako przedstawiciele tak zwanej burżuazji, czyli dla komunistów wrogowie klasowi. To często byli sklepikarze, bankierzy, adwokaci, architekci... Z tego powodu stali się niemal osobistymi wrogami towarzysza Józefa Stalina i z tego powodu byli mordowani. Poza tym Żydzi wraz z Polakami byli często zsyłani na Syberię, gdzie śmierć z głodu, chłodu, wyczerpania, katorżniczej pracy była na porządku dziennym. Tym samym można powiedzieć, że tych sześć tysięcy Żydów zostało dzięki Andersowi uratowanych, a w szczególny sposób dzieci. A uratowane dzieci były ogromnym skarbem dla tworzącego się państwa izraelskiego. Z tych ludzi wyrośli wspaniali obywatele, którzy później pracowali dla Izraela, którzy odegrali ważne role w nauce i kulturze tego państwa. Trzeba zaznaczyć, że często żydowskie dzieci, podobnie zresztą jak i polskie, były sierotami. Docierały przez Teheran do Palestyny bez rodziców, ich matki i ojcowie często zginęli w Związku Sowieckim. Oczywiście, zdarzały się szczęśliwe przypadki, że w Palestynie żyjący rodzice odnajdywali swoje dzieci.

Kto znaczący w historii Izraela wraz z Andersem dotarł do Palestyny?

- Z tych uratowanych przez Andersa dzieci wyrósł jeden z bohaterów narodowych Izraela, wspaniały człowiek, Awigdor Ben Gal, urodzony w Łodzi w 1936 roku jako Janusz Goldlust. Mimo zmiany imienia i nazwiska w Izraelu, pozostawił imię Janusz jako pseudonim wojskowy. Do armii izraelskiej wstąpił w 1955 roku, walczył podczas kampanii sueskiej w trakcie wojny z Egiptem, walczył w czasie wojny sześciodniowej, a kluczową rolę i status bohatera narodowego przyniosła mu wojna Jom Kippur. Po brawurowo wygranej w 1967 roku wojnie sześciodniowej państwo izraelskie trochę się tym sukcesem zachłysnęło. Jednocześnie miało miejsce ogromne dozbrojenie armii arabskich przez Sowietów. Kreml wysłał również tak zwanych doradców wojskowych. Powiedziałem "tak zwanych", bo to często nie byli żadni doradcy, ale żołnierze siedzący po prostu za sterami samolotów bojowych. Z tego powodu wojna Jom Kippur w 1973 roku odbywała się w zupełnie innych okolicznościach, Izrael niewiele mógł poradzić na zmianę stosunku sił. Z tego powodu w pewnym momencie to starcie stało się dla Izraela wojną o przetrwanie państwa. Wtedy charyzma i talenty dwóch osób odmieniły całkowicie wypadki. Więcej, te dwie osoby, Ariel Szaron i Awgidor Ben Gal, ryzykowali głowami, bo zignorowali rozkazy płynące ze sztabu generalnego. Szaron na południu na granicy z Egiptem, a Ben Gal na północy na granicy z Syrią, wykonali brawurowe i genialne wręcz manewry przeciwko wielokrotnie przeważającym i świetnie wyekwipowanym siłom wroga. To zagwarantowało wygranie wojny i uratowanie Izraela.

- Po wojnie Ben Gal był bardzo szanowanym człowiekiem w Izraelu i odgrywał sporą rolę w życiu państwa żydowskiego. Zresztą jest on też pewnym symbolem polskich Żydów tworzących izraelską armię i służących w niej: to byli świetnie wykształceni intelektualiści, a przy tym ludzie bardzo życiowo doświadczeni, co zadecydowało o powiedziałbym humanitarnym rysie armii izraelskiej. Wiem, że to brzmi jak slogan, jak proizraelska propaganda, ale naprawdę technika walki Izraela i jej doskonalenie miały na celu zminimalizowanie ofiar cywilnych. Odnoszę wrażenie, że ta cecha izraelskich sił zbrojnych miała swoje źródło w Polsce, gdzie Żydzi nie tylko wspólnie z Polakami walczyli z Niemcami, ale doświadczyli dramatu ludności cywilnej dotkniętej działaniami wojennymi. Zresztą sam fakt bycia sierotą, a jak wspomniałem wielu izraelskich żołnierz przybyłych do Palestyny z Andersem było sierotami, ogromnie wpływał na ich świadomość i psychikę, a w konsekwencji na sposób prowadzenia walki tak, by nie "tworzyć" kolejnych sierot.

- Wracając do czasów drugiej wojny światowej, to żydowskie sieroty z Armii Andersa zostały w Palestynie otoczone opieką funkcjonujących tam organizacji syjonistycznych.                            

Z Andersem do Palestyny dotarły jednak nie tylko dzieci.

- Część dorosłych Żydów postanowiła opuścić wojsko Andersa. Byli do tego zachęcani przez członków lokalnej żydowskiej społeczności, którzy w przybyłych z polskim wojskiem żołnierzach widzieli wartościowych ludzi z doświadczeniem militarnym. To byli idealni kandydaci do żydowskich organizacji samoobrony, mieli przecież staż w armii. I oni opuszczali Armię Andersa. Warto to zaznaczyć, że nie traktowano ich jak pospolitych dezerterów. Żartobliwie mówiąc, odbywało się to na zasadzie meldunku: "Panie generale, melduję, że jutro zdezerteruję". Było na to ciche przyzwolenie. Należy pamiętać, że armia II Rzeczpospolitej to nie była armia, którą my pamiętamy z czasów ludowej Polski. To była armia ludzi honoru, żołnierzy z zasadami. Z tego powodu ani jedna, ani druga strona nie mogły postąpić w sposób niegodny. Mamy wiele świadectw, nie tylko żydowskich, ale również polskich, które dziś znajdują się chociażby w archiwach brytyjskich, wskazujących na to jak żołnierze żydowscy lojalnie uprzedzali, dawali do zrozumienia czy też wprost komunikowali oficerom o zamiarze oddalenie się od jednostki. Dowódcy polscy oczywiście nie mogli dać na piśmie zgody na dezercję, także ze względu na Brytyjczyków, którzy nie życzyli sobie żydowskich żołnierzy w Palestynie.

Pewnie i wśród tych dezerterów znajdowała się osobowość wybitna z perspektywy przyszłego państwa żydowskiego...

- Słynną postacią, która w ten sposób opuściła Armię Andersa, była Menachem Begin czyli Mieczysław Biegun. To ciekawa osoba. Urodzony w Brześciu nad Bugiem, przedwojenny działacz syjonistyczny, po wybuchu drugiej wojny światowej został aresztowany przez enkawudzistów i skazany przez Sowietów na osiem lat łagru. Dzięki Andersowi w 1943 roku dotarł do Palestyny. Historia Begina jest również szczególna z tego powodu, że choć otrzymał ciche przyzwolenie na opuszczenie polskiego wojska, to jednak do izraelskiej organizacji bojowej przystąpił dopiero po oficjalnym zwolnieniu z przysięgi. Po utworzeniu państwa izraelskiego zaangażował się w działalność polityczną i został pierwszym prawicowym premierem w historii Izraela. W 1978 roku został nawet laureatem Pokojowej Nagrody Nobla. Do dziś w annałach Uniwersytetu Warszawskiego wymienia się go - na razie - jako jedynego noblistę z tej uczelni.

- Dodam jeszcze, że Begin i prawica izraelska była ogromnie przywiązana do kultury miejskiej. To byli mieszczanie żywcem wyjęci z polskich przedwojennych miast: Krakowa, Warszawy, Lwowa, z tamtejszych reprezentacyjnych alei, kawiarni, teatrów, muzeów... i umieszczeni w Izraelu. Kontakt z przeszczepioną na izraelski grunt mieszczańską kulturą II Rzeczpospolitej był dla Żydów przybyłych z Orientu, Maroka, Libii czy Iraku niesamowitym doświadczeniem poznawczym. Gdy Begin został premierem, oni nagle ujrzeli człowieka ubranego w trzyczęściowy garniturze, całującego kobiety w dłonie, zachowującego się z nonszalancją i klasą przedwojennego polskiego dżentelmena. Jednocześnie Polska dała Izraelowi też drugą stronę polityczną. Ludzie z otoczenia Ben Guriona, socjaliści, byli politykami podkreślającymi swój egalitaryzm, przywiązanie do ziemi, do fizycznej pracy na roli. Zresztą Ben Gurion z upodobaniem w rubrykach dokumentów, gdzie pytano o zawód, wpisywał zawsze: robotnik rolny. Nie polityk, szef rządu, ale robotnik rolny...     

Wracając do Armii Andersa to jednak nie wszyscy Żydzi opuścili polskie wojsko.

- To prawda i o tym trzeba powiedzieć. Wielu żydowskich żołnierzy przeszło szlak bojowy z polskim wojskiem do samego końca, o czym świadczy słynny polski cmentarz na Monte Cassino. Tam znajdują się również nagrobki żydowskie. Część osób pozostała przy generale Andersie do końca. To jest kolejny fenomen naszej wspólnej polsko-żydowskiej historii. 

A jak Polacy zostali przyjęci przez Żydów w Palestynie?

- Choć między Polakami i Żydami relacje nie układały się idealnie, to sytuacja w 1943 roku pokazuje, że Polacy byli darzeni ogromnym szacunkiem. W tamtym czasie Brytyjczycy w Palestynie, gdy musieli wysłać transport samochodowy, by nie narażać się na akcję dywersyjną bojowników żydowskich, bardzo często dekorowali pojazdy polskimi barwami i emblematami. Brytyjczycy po prostu chcieli być brani za Polaków, bo wiedzieli, że Żydzi mają do Polaków sentyment i nie zrobią im krzywdy. Gdyby Żydzi mieli wrogie nastawienie do polskich żołnierzy, to brytyjscy wojskowi nie chowaliby się przecież za polskimi emblematami. Stosunek Żydów w Palestynie do przybyłych tam Polaków wynikał również z tego, że koniec końców, pomimo wielu wzajemnych sporów i krzywd, mieli oni świadomość jak wiele zawdzięczają Polsce. Dlatego z sympatią traktowali Polaków.

- Jest wiele świadectw, które zebrał profesor Hubert Chudzio, dowodzących, że Polacy i polskie dzieci w szczególności, często sieroty, byli przez Żydów w Palestynie traktowani wręcz fantastycznie. Zapoznałem się z tymi materiałami, to setki relacji ludzi przecież bardzo różnych, dziś już starszych, żyjących w różnych częściach świata, niekontaktujących się ze sobą i niezaangażowanych w żadne spory polityczne. Z tego powodu to świadectwa o dużym stopniu wiarygodności. I proszę sobie wyobrazić, że spośród tych licznych świadectw, wspomnienia tylko jednej osoby są gorzkie i negatywne. Natomiast kilkaset innych osób wspomina pobyt w Palestynie bardzo dobrze, w dużej mierze dzięki przychylności Żydów. To są wzruszające wspomnienia o polskich sierotach, które na ulicach palestyńskich miast otrzymywały od mieszkających tam Żydów jedzenie, ubrania, podarunki. Tylko dlatego, że te dzieci mówiły po polsku. To są świadectwa, które niestety znają nieliczni.        

- To, co uczynił Anders, to jest ogromna sprawa i mnie osobiście jako historykowi sprawia przykrość, że nikt do tej pory nie potrafił tego pokazać światu. To temat na wystawę, film, akcję w internecie. Niestety, nawet jeśli pokażemy to teraz, to jesteśmy mocno spóźnieni. Przegraliśmy szansę pokazania naszej historii i zaistnienia z naszą narracją na arenie międzynarodowej. Dziś, jeżeli za to się zabierzemy, będzie się to odbywało pod presją i mocnym oglądem międzynarodowej opinii publicznej, czy Polska nie pokazuje tego wyłącznie w celu, by się przed czymś i z czegoś tłumaczyć. Można to było zrobić na spokojnie, w lepszych warunkach, we współpracy ze środowiskiem międzynarodowym, również z uczonymi izraelskimi, z którymi mamy bardzo dobre kontakty.

Pomimo tych wielu wspaniałych wspólnych dla obu narodów wydarzeń, kontakty polsko-żydowskie trudno nazwać wyłącznie "dobrymi".

- Nie twierdzę absolutnie, że historyczne relacje polsko-żydowskie były nieskomplikowane, że nie było konfliktów. Niestety, narracja w tej kwestii stała się bardzo jednostronna, wskazywano wyłącznie na złe strony naszych wzajemnych stosunków. Teraz mamy do czynienia z nieudolną, naiwną, wręcz niemożliwą do zrealizowania próbą pokazania, że między Polakami i Żydami działy się wyłącznie dobre rzeczy. Osobiście uważam, że jak narracja w tonie, że było wyłącznie źle jest fatalna, tak próby nachalnej narracji, że było wyłącznie dobrze, przyniesie efekt odwrotny od zamierzonego. Co można zrobić najlepszego? Pokazywać jak było naprawdę w relacjach polsko-żydowskich.

- Spór polsko-żydowski to był spór w rodzinie. To był spór, którego nie dało się uniknąć, bo miał też podłoże ekonomiczne, a w II Rzeczpospolitej, kraju nie oszukujmy się biednym i zacofanym, takie sprawy miały kluczowe znaczenie. W przedwojennej Polsce mieszkało największe skupisko mniejszości żydowskiej w Europie, co też przekładało się na natężenie konfliktu. On musiał być intensywniejszy, niż dajmy na to w Danii, Szwecji czy nawet Holandii i Belgii. Żydzi tam stanowili mały odsetek ludności, często bardzo zasymilowanej i niewidocznej jako odrębny naród. W II Rzeczpospolitej wyglądało to inaczej. Nie chcę szukać usprawiedliwienia dla konfliktu polsko-żydowskiego, musimy na to patrzeć krytycznym okiem, ale jeżeli mówimy o tym zjawisku, to musimy wziąć pod uwagę panujące okoliczności. Sami musimy zresztą je dobrze poznać, a później pokazać światu. Nie tędy droga, którą obraliśmy w ostatnim czasie. Jeżeli komuś wydaje się, że jak nakręci film pokazujący Polaków w samych superlatywach, to spotka się ze światowym aplauzem, jest w głębokim błędzie. Tego po prostu nikt nie kupi. Świat natomiast może sam podjąć refleksję, jeżeli pokażemy wspaniałość kultury żydowskiej w Polsce, jak daleko Żydzi zaszli w naszej armii, jak byli w stanie oddać życie z Polskę. To powoduje refleksję, że Żydom w Polsce nie było tak źle, skoro dla nich często Polska znaczyła wszystko. Od tej strony powinniśmy opowiadać o naszej wspólnej historii.        

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama