Po drugiej stronie Pisy

Bohaterem tej opowieści, jest Konstanty Matuszewski, syn Ignacego i Marianny, mąż Marianny, ojciec ośmiorga dzieci - mój pradziadek. Wiódł on spokojne życie, drobnego rolnika, który cieszył się świeżo wywalczoną wolnością 1918 roku. Jako żołnierz legionów Piłsudskiego, walczył w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku i nagle...

Wydarzenia, które opisuję, miały miejsce we wrześniu 1939 roku, w małej miejscowości Dudy Nadrzeczne w dawnym województwie mazowieckim, tuż po napaści Niemiec na Polskę i wkroczeniu wojsk radzieckich na tereny polskie. Za czasów pradziadka była to niewielka wieś, położona nad rzeką Pisą, niedaleko Turośli.

Pewnego, jesiennego dnia, w domu Konstantego Matuszewskiego, zjawił się sołtys i oznajmił mu, że mają dwanaście godzin na podjęcie decyzji, gdzie chcą zamieszkać - po stronie niemieckiej, czy też sowieckiej Rosji. W ten sposób mój pradziadek dowiedział się o tajnym protokole do Paktu Ribbentrop-Mołotow, który dzielił nasz kraj na dwie strefy okupacyjne. Nową granicę wytyczała rzeka Pisa, która równocześnie dzieliła majątek rodzinny. Po stronie sowieckiej stał dom wraz z zabudowaniami gospodarczymi, a po stronie niemieckiej znajdowały się pola i stara stodoła. Konstanty, jako dawny Piłsudczyk i obrońca granic, żywił ogromną niechęć do Rosjan, więc jego wybór nie był trudny. Mając dwanaście godzin na podjęcie decyzji, natychmiast spakował niezbędne rzeczy dziewięcioosobowej rodziny na wóz i tuż przed wysadzeniem jedynego w okolicy mostu, przedostał się na drugi brzeg rzeki. Tak samo postąpili wszyscy ludzie, mieszkający po prawej stronie Pisy.

Reklama

Przez pierwszych pięć tygodni, zanim zaadaptowali starą stodołę na mieszkanie, przebywali u życzliwych sąsiadów - czworo dorosłych i czternaścioro dzieci mieszkało w jednej izbie. W tym czasie nowy okupant - Rosjanie, puścili z dymem i zrównali z ziemią (praktycznie na ich oczach) cały dotychczasowy dorobek życia kilku pokoleń wolnych Kurpiów. To miejsce miało stać się "ziemią niczyją", którą zaorano i odgrodzono od rzeki zasiekami z drutu kolczastego.

Tymczasem po stronie niemieckiej, pradziadek i jego rodzina, próbowali zacząć nowe życie. Pewnego dnia został wezwany do jednego z dowódców oddziału, zamieszkującego jeden z wielu znajdujących się w okolicy bunkrów. Był przerażony, bał się, że może spotkać go coś złego - myślał o najgorszym. Kiedy dotarł na miejsce, jeden z żołnierzy wręczył mu wiadro i powiedział, że z rozkazu dowódcy raz w tygodniu ma przychodzić po resztki jedzenia dla swojej rodziny. Było to z jednej strony upokarzające, z drugiej zaś pomogło przeżyć licznej rodzinie. Poza tym, prababcia Marianna wraz z córkami, prała żołnierzom niemieckim ubrania, za co otrzymywały środki czystości i żywność, którą dzielili się z sąsiadami.

Po napaści Niemiec na Rosję w 1941 roku, kiedy front przesuwał się na wschód, zmieniło się nastawienie Niemców do Polaków. Zaczęto masowo wysyłać młodych ludzi na przymusowe roboty do Niemiec. Tak też stało się z najstarszą córką Konstantego - Jadwigą, która trafiła do rolników z okolic Królewca. Przeżyła i wróciła do domu, tylko dzięki uporowi i matczynej miłości. Prababcia pieszo dotarła na miejsce, gdzie pracowała jej córka i przekupiwszy żołnierzy, wręcz wyrwała ją z niemieckiej niewoli.

Granica na Pisie skomplikowała życie wielu mieszkańców. Żyjącemu już w wolnej, chociaż komunistycznej (z czym nie mógł się pogodzić do śmierci) Polsce, ciągle po nocach śnił się płonący za rzeką rodzinny dom. Człowiekowi, który walczył o odzyskanie niepodległości i granic swojej ojczyzny, nie dane było długo cieszyć się wolnością. Zmarł w komunistycznej Polsce.

Szanujmy swoje granice i wolność, której inni nigdy nie zaznali.

Aleksandra Forfa

-------------------------

Prezentowany artykuł zdobył wyróżnienie w konkursie "Historia Jednej Fotografii". Listę nagrodzonych znajdziesz tutaj




INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Historia jednej fotografii
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy