Tadeusz Mazowiecki. Biografia. Po Grudniu wiedział, że socjalizmu nie można humanizować

Masakra robotników Wybrzeża, dokonana w grudniu 1970 r. przez komunistyczną ekipę Władysława Gomułki, wstrząsnęła tymi, którzy jeszcze łudzili się, że po przełomie Październikowym możliwa jest polska wersja socjalizmu. Tadeusz Mazowiecki, wówczas poseł Koła Znak, zabiegał o przedstawienie informacji o przebiegu wydarzeń Grudnia '70 na forum Sejmu PRL.

Tadeusza Mazowieckiego nie ominęło żadne z kluczowych wydarzeń naszej najnowszej historii. Był świadkiem upadku II RP, tragedii II wojny światowej i narodzin nowego ładu w powojennej Polsce. Całe życie związany z polityką - tak w sejmie PRL, jak i po zmianach ustrojowych - w wolnym, demokratycznym kraju.

Należał do najważniejszych postaci Solidarności. Przez wiele lat w ścisłym gronie współpracowników Lecha Wałęsy, jesienią 1990 roku stanął naprzeciw niego w wyborach  prezydenckich. Przegrał, ale pozostał w polityce.

Przedstawiamy fragment książki Andrzeja Brzezieckiego "Tadeusz Mazowiecki. Biografia naszego premiera" (Znak Horyzont, Kraków 2015).

Reklama

Bez nadziei po Grudniu

Koniec 1970 roku zapowiadał się jako jeden z lepszych okresów w historii PRL. Oto 7 grudnia Republika Federalna Niemiec podpisała z Polską układ, w którym uznała granice na Odrze i Nysie. Sukces Gomułki był niewątpliwy. To, co przez ponad dwie dekady spędzało sen z powiek polskich polityków i martwiło społeczeństwo, wreszcie przestało być problemem. Mazowiecki witał porozumienie na łamach "Więzi" słowami: "Układ, który został zawarty w Warszawie, jest po myśli tych wszystkich w Europie i w świecie, którzy stawiają na proces międzynarodowego odprężenia; tych wszystkich, którzy pracują dla pojednania i zbliżenia narodów".

Minął jednak raptem tydzień, gdy cała polityka ekipy Gomułki runęła jak domek z kart. 14 grudnia, po decyzji rządu o podwyżkach cen żywności, na ulice wyszli robotnicy Wybrzeża. Partia użyła wojska do tłumienia strajków i demonstracji, było wiele śmiertelnych ofiar. 20 grudnia Władysław Gomułka został odwołany z funkcji I sekretarza KC PZPR, a jego miejsce zajął Edward Gierek - polityk posiadający opinię prężnego menedżera, pragmatyka, a nie dogmatyka. Gierek sprawiał wrażenie człowieka otwartego na świat i gotowego do dialogu. Budził nadzieje.

Informacje o tym, co naprawdę wydarzyło się na Wybrzeżu, były jednak blokowane przez władze, a więc dla reszty kraju nie do końca jasne. Domagały się wyjaśnienia. Pod koniec grudnia 1970 roku Mazowiecki oraz nowy poseł koła Znak Tadeusz Myślik pojechali do Gdańska, by w bezpośrednich rozmowach z ludźmi spróbować poznać prawdę o tragedii. Usłyszeli rzeczy wstrząsające. Biskup gdański Edmund Nowicki opowiadał im na przykład, jak "księża byli budzeni po nocy do chowania ludzi", zaś "wszyscy taksówkarze nam mówili, że więcej ludzi zginęło [, niż oficjalnie podawały władze - przyp. autora], że po nocach chowali na cmentarzach" - wspominał Mazowiecki w relacji złożonej w 1981 roku, która weszła do tomu relacji i dokumentów Grudzień 1970 wydanego na emigracji w 1986 roku.

Razem z Myślikiem postanowili, że nie mogą zostawić tej sprawy. W Warszawie próbowali spowodować powołanie specjalnej komisji sejmowej - ale rozmowy z Józefem Tejchmą, członkiem Biura Politycznego i szefem klubu poselskiego PZPR, oraz z przedstawicielami innych klubów okazały się bezskuteczne. Osiągnęli jedynie to, że zaproszono ich na posiedzenie Sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych poświęcone zajściom na Wybrzeżu - jak nazywała je partia. Żadnego z posłów komisji prawda jednak nie interesowała, przeciwnie - o spowodowanie wydarzeń zdecydowanie oskarżano stoczniowców.

- Rok 1970 to był dramat, bo nie sądzę, żeby Gomułka i Kliszko świadomie kazali strzelać do protestujących - mówił po latach Mazowiecki. - Kliszko, biorąc pod uwagę jego charakter, nie był dobrym człowiekiem do uspokojenia kogokolwiek.

Nie chcąc zaogniać sytuacji, Mazowiecki z Myślikiem zrezygnowali z nagłaśniania sprawy, mieli jednak powody sądzić, że na posiedzeniu sejmu sprawa zostanie podjęta. "Nie zależało nam na autorstwie, tylko chcieliśmy koniecznie coś zrobić w tej sprawie. Niech wniosek wyjdzie nawet od partii lub któregoś ze stronnictw, tylko niech taki wniosek wyjdzie" - wspominał Mazowiecki  w relacji z 1981 roku. "Pamiętam, że niemal do momentu rozpoczęcia posiedzenia mieliśmy wiadomości, że sprawa była omawiana i bardzo prawdopodobne, że zostanie postawiony wniosek o powołanie komisji. (...) Chodziło nam o to, żeby sprawa przeszła. Tymczasem nie przeszła, gdyż jej w ogóle nie postawiono".

Tamto posiedzenie sejmu zostało nazwane niemym.

Dojście Gierka do władzy obudziło w Januszu Zabłockim nadzieję na jakieś koncesje ze strony nowego I sekretarza dla zaangażowanych w sprawy publiczne katolików. Znał przelotnie Gierka - był wszak posłem z Częstochowy, czyli ówczesnego województwa katowickiego, i kilka razy rozmawiał z towarzyszem Edwardem. Ale prócz nadziei na poprawę sytuacji polskich katolików oczekiwał, że pojawią się szanse także na nowy ogólnopolski tygodnik, do którego stworzenia dążył. Z tego powodu doszło do kolejnego starcia Zabłockiego z redaktorem naczelnym "Więzi". 17 stycznia 1971 roku podczas jakiegoś środowiskowego spotkania Mazowiecki zaoponował przeciw jego rachubom - uważał, że należy czynić starania o poprawę sytuacji wszystkich obywateli, a nie tylko katolików.

Środowisko Znaku oczekiwało, że nowa władza dokona zmian w życiu politycznym i społecznym. Nie były to oczekiwania opatrzone taką dozą wielkiej nadziei jak w 1956 roku, niemniej liderzy ruchu postulowali, by angażować się w przemiany. Sam Mazowiecki postrzegał Gierka jako polityka cynicznego, ale sprawnego menedżera. Podejrzewał także, że stoi za nim Moczar.

- Mieliśmy więcej sentymentu do Gomułki niż do Gierka - wyjaśniał. - Gomułka był jednak człowiekiem przełomu Października, który zapewnił pewien stopień niezależności. Potem kawałkami go obcinał, ale zapewnił. Za Gierkiem szła tylko wiara ekonomiczna w przemiany gospodarcze w Polsce, która wielu ludziom się podobała.

A jednak i on - jak donosił TW "Teolog" - podczas jednego z zebrań redakcji miesięcznika, w styczniu 1971 roku, namawiał kolegów do większego zaangażowania "w problemy społeczno-ekonomiczne. Istnieje ku temu dobry, sprzyjający klimat polityczny".

Publicznie redakcja "Więzi" zamanifestowała swoje oczekiwania w specjalnym oświadczeniu Po wydarzeniach grudnia 1970, wydrukowanym w 1. numerze pisma z 1971 roku: Czytamy w nim: "Powszechne jest oczekiwanie na wyciągnięcie wniosków z tego, co się stało, na tyle głębokich, by sięgały do samych źródeł kryzysu. I jakkolwiek wszyscy zdają sobie sprawę, że nie będzie to łatwe i nie może przynieść szybkich rezultatów, jest to koniecznym warunkiem odbudowy zaufania i wiary w perspektywę".

Mimo tego deklarowanego werbalnie angażowania się w sprawy kraju i poparcia dla nowej ekipy środowisko Znaku włączyło się w zmiany umiarkowanie, bez porównania słabiej niż w 1956 roku. Liderzy środowiska nie uwierzyli Gierkowi, tak jak uwierzyli Gomułce.

Posłów tłumaczyła dodatkowo coraz większa dezintegracja ich koła poselskiego. Jeszcze w grudniu 1970 roku podważona została pozycja Stommy jako jego przewodniczącego - Tadeusz Myślik zasugerował, że powinien go zastąpić na stanowisku szefa. Głosowanie rozstrzygnęło kwestię na korzyść Stommy, ale znamienny był sam fakt. Do tego dochodziły niemal codzienne spory Stommy i Mazowieckiego z Zabłockim. Wreszcie podczas wyłaniania kandydatów do przyspieszonych wyborów sejmowych - bo Gierek chciał, aby także sejm odzwierciedlał zmiany, które zaszły w partii - doszło do starcia obu frakcji.

Negocjacje w sprawie kandydatów ruchu Znak na posłów toczyły się na początku 1972 roku. Większość środowiska opowiadała się za utrzymaniem niezmienionego składu koła, choć nie brakowało głosów za tym, by go trochę "odświeżyć". Członkowie "Więzi" 5 stycznia na zebraniu kolegium redakcyjnego uznali, jak donosił TW "Teolog", że "kandydatura Tadeusza Mazowieckiego jest dla zespołu redakcyjnego niewymienna, to znaczy, że zespół stoi nadal na stanowisku, że posłem z ramienia »Więzi« winien pozostać Mazowiecki. W kwestii tej w zasadzie nie było różnic poglądów". Zarazem ten sam agent informował, iż sam zainteresowany "od kilku dni twierdził, że nie chce ponownie kandydować do sejmu, że chce się zająć własną pracą, że jest zmęczony tymi wszystkimi utarczkami i rozgrywkami itp.". Mazowiecki rzeczywiście znajdował się na rozdrożu: pobyt w sejmie uważał, jak wiemy, za ważny element ochrony "Więzi" i całego środowiska, chociaż pozostawało to w coraz większej sprzeczności z wartościami, które starał się głosić.

Decydujące zdanie w sprawie składu koła poselskiego Znak miała, oczywiście, partia. A jej Mazowiecki przeszkadzał. Stanisław Kania, nowy sekretarz KC PZPR, dwukrotnie - raz w rozmowie z Konstantym Łubieńskim, potem ze Stanisławem Stommą i z Łubieńskim - wykluczył możliwość startu szefa "Więzi" w wyborach. Miejsce Mazowieckiego, po bezpośredniej rozmowie Łubieńskiego z Kanią, zajął działacz warszawskiego KIK Wacław Auleytner. Takie załatwienie sprawy, bez konsultacji z resztą środowiska, wywołało jednak ostry kryzys w klubie, który kosztował Łubieńskiego utratę prezesury. Zimą 1972 roku zaś władzę w klubie przejęła młodzież zgrupowana w Sekcji Kultury. W życiu KIK była to prawdziwa rewolucja - przewodził jej bliski naczelnemu "Więzi" Andrzej Wielowieyski, który tak o tym pisał po latach na łamach miesięcznika: "Było to wydarzenie przełomowe przesądzające o dalszych losach KIK-u. Wskutek tej zmiany Klub w następnych latach ograniczył do niezbędnego minimum kontakty z władzami administracyjnymi, natomiast zaczął przerzucać pomosty do środowisk opozycji".

- Tadeusz odegrał wówczas ważną rolę - mówi Bohdan Cywiński o przełomie w KIK. - Nie pierwszoplanową, ale był bardzo istotny, o wszystkim wiedział, konsultowaliśmy się z nim.

Ówczesna młoda warszawska inteligencja była pod wielkim wpływem książki Cywińskiego Rodowody niepokornych, która jeszcze w 1971 roku wyszła w Bibliotece "Więzi". Mazowiecki był obecny przy powstawaniu książki

- Nosiłem się z zamiarem napisania czegoś o historii warszawskiej inteligencji, ale nie wiedziałem, co to by miało być. Myślałem o doktoracie. Potem o dużym eseju - wspomina Cywiński. - Pewnego razu rozmawiałem o tym z Mazowieckim i on zaproponował, żebym coś napisał dla "Więzi". Z artykułu zaczęła robić się książka. Pierwsze jej fragmenty opublikowałem w "Znaku", ale Mazowiecki był obecny przy jej powstawaniu. On i Hanna Malewska mieli duży wpływ na powstanie tej książki - można powiedzieć, że w jakimś sensie Mazowiecki był spiritus movens napisania Rodowodów.... Interesował się książką, przeczytał ją w maszynopisie. Wówczas nie miałem świadomości, że ta książka się tak spodoba, myślałem, że piszę może dla 500 osób zainteresowanych tematem. To, że człowiek tak poważny jak Mazowiecki powiedział, że to jest rzecz dobra, ważna rzecz, i od razu zdecydował o jej druku było dla mnie psychicznym awansem.

Nadzieje Mazowieckiego na humanizowanie socjalizmu poprzez uczestniczenie w strukturach państwa wyczerpywały się - ale przychodzili nowi ludzie, inspirowani książką Cywińskiego, i nowe czasy. Organizować zaczęły się grupy opozycji.

Wówczas na przykład po raz pierwszy z Mazowieckim zetknął się Aleksander Hall - młody działacz opozycyjny, który wraz z grupką przyjaciół na Wybrzeżu miał pomysł na radykalną walkę z komuną.

- Wiosną 1972 roku ojciec Ludwik Wiśniewski, który się nami opiekował, zaprosił Mazowieckiego z odczytem do gdańskich dominikanów - wspomina Hall. - Mazowiecki mówił o potrzebie dialogu katolików z marksistami, czego kompletnie nie mogłem wtedy przyjąć. Później dopiero zrozumiałem, że on ma na myśli rewizjonistów.

Hall zapamiętał, że Mazowiecki, ubrany wtedy w ciemny garnitur, robił wówczas wrażenie człowieka bardzo serio. Mówi:

‒ Była w nim powaga, ale coś jeszcze: widziałem w nim głęboki smutek.

------------------------------------------------

Opublikowany fragment pochodzi z książki Andrzeja Brzezieckiego "Tadeusz Mazowiecki. Biografia naszego premiera" (Znak Horyzont, Kraków 2015)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tadeusz Mazowiecki | Polska Rzeczpospolita Ludowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy